Witaj Haniu!
Cieszę się,
że jesteś i mamy okazję porozmawiać w Książka CAFÉ o Twoich ostatnich,
literackich osiągnięciach, rzecz jasna przy dobrej kawie.
Anna
Strzelec: Dzień dobry z wielką przyjemnością! Bardzo dziękuję za zaproszenie do
blogosfery. Wiem, że Książka CAFÉ śledzi tytuły moich książek od początku ich
powstawania i z przyjemnością czytam recenzje tam zamieszczone, nie tylko o
moich książkach / uśmiech/
Książka
CAFÉ: Czytając Twoje książki, zastanawiam
się, ile jest w nich beletrystyki, a ile Ciebie samej, stąd też moja chęć
rozmowy z Tobą.
A.S. – Miło
mi. Debiut, książka „Tylko nie życz mi
spełnienia marzeń” wydana w 2009 jest naprawdę autobiograficzna, jak i druga
jej część. Od pewnego czasu, obie przeżywają swój renesans. Wyjechałam do
Niemiec w 1988 roku, po dwudziestu latach wróciłam do kraju. A teraz okazuje
się, że temat emigracji jest ciągle, a może jeszcze bardziej aktualny. Niedawno ukazało się III wydanie
„Drugiej pory życia czyli jak zabija się miłość”. Życie w obcym kraju wcale nie
jest łatwe, jak się niektórym, szczególnie młodym ludziom wydaje. Bariera
językowa, inne obyczaje, stosunek do Polaków, jako uciekinierów z własnego
kraju… Niby miałam wszystko, ale nic nie było naprawdę moje, bo obce…
K.C. − Czułaś potrzebę napisania o tamtych latach?
A.S. – Tak,
to książki – przestrogi i chciałabym, żeby tak zostały przez czytelników traktowane.
Nie kreuję się w nich na kobietę - bohaterkę, opuszczoną, bo komuś, kto
przysięgał, że nie opuści mnie aż do śmierci - zmieniły się plany… Za drugim
„podejściem do szczęścia”,rolę żony -
zakochanego w Polsce Niemca, zagrałam przyzwoicie lecz synowej byłego
hitlerowca i macochy (już samo słowo jest paskudne) – było mi coraz
trudniej. Za to zwiedziłam kilka
europejskich krajów, na co wcześniej, z pensji pedagoga nie mogłabym sobie
pozwolić. / uśmiech / Egzystencji w Niemczech towarzyszyły jednak wydarzenia, o
których dziś niechętnie myślę, a przelanie ich na komputerowy dysk przychodziło
mi z wielką trudnością.
K.C. – Wtedy się płacze?
A.S. – Tak,
bo jest to przeniesienie w czasie. Z cytowaniem słów ludzi kochanych, choć niektórzy
grali fałszywymi monetami… Jak w ruletce… postawisz wszystko na zielone – wygra czarne.
K.C. - Więc wróciłaś do kraju z postanowieniem
zostania pisarką?
A.S. – Nie,
po prostu napisałam i okazało się, że to jest dobre. Tak stwierdzono i nagrodzono
jednogłośnym przyjęciem do Związku Literatów Polskich. Wyobrażasz sobie, bardzo
mnie to ucieszyło, chociaż żadna statuetka nie stoi na półce, poza pamiątkami z
podróży. /śmiech / Szczerze mówiąc, już w szkole nie miałam problemu z
wypracowaniami „na temat”, bo urodziłam się w rodzinie
pedagogiczno-polonistycznej. Na studiach pisałam pamiętniki i do dziś żałuję,
że pochłonął je ogień w kaflowym piecu. Szkoda, bo ciekawy byłby powrót w lata
sześćdziesiąte i odkrycie mojego spojrzenia na miłość. Już wtedy zaczęłam
poetyzować…
K.C. – Czemu
spaliłaś!?
A.S. – Zakochałam się i miałam wyjść za mąż.
Takie typowe myślenie panienki z dobrego domu, że wszystko co było wcześniej,
wydawało się już mało ważne, bo zjawił się On, ten najważniejszy. Dopiero po
latach życie utarło mi nosa… Z kilku zeszytów zapisanych drobnym pismem i
paczki listów przewiązanych niebieską wstążeczką mogłaby powstać może jeszcze
jedna, fajna książka?
K.C. – Albo
zbiór opowiadań? Lubisz je pisać?
A.S. – Chyba
wolę felietony z pointą i oczywiście wiersze.
K.C. – Wiem,
bo w każdej Twojej powieści prozę, popiera poezja. Możesz opowiedzieć jak zaczęła
powstawać Twoja słynna nowojorsko – prowansalska saga?
A.S. – Oj tam,
oj tam, zaraz słynna. Muszę jednak
przyznać, że każdy mail od czytelników, lub recenzja literackiego eksperta –
kulturoznawcy sprawia mi, jak każdemu autorowi wielką przyjemność.
K.C. – Ale
jak to było? Po tych dwóch pierwszych, autobiograficznych książkach, skąd
inspiracja, żeby pisać dalej i to o Nowym Jorku! / śmiejemy się obie /
K.C. –
Czysty zbieg okoliczności! Zostałam zaproszona na ślub mojej chrześniaczki,
doktorantki z wydziału ichtiologii nowojorskiego uniwersytetu, którego filia
znajduje się w Stony Brook na Long Island. Jest ona córką mojej, od lat
przyjaciółki, która jako matka „z urzędu” wybierała się do Stanów. Uznałam, że
taka okazja drugi raz w życiu z pewnością mi się nie zdarzy i skorzystałam z
zaproszenia. Pod koniec dwutygodniowego tam pobytu, stwierdziłam, że znów mam
TEMAT. Jeszcze nie wiedziałam jaki powinien być konspekt mojej „Wizy”, ale
zaczęłam zbierać materiały. O warunkach studiowania i życia polskich studentów
w NY, o badaniach prowadzonych przez ichtiologów, o zagadnieniu rasizmu…
rozmawiałam z młodymi ludźmi i nagrywałam treść naszych rozmów.
K.C. – A
inne wątki? Miłość, przyjaźń, zdrada? Bohaterką Twojej „Wizy” jest pisarka
Leonia… Ile jest Ciebie samej w Leonii? /A.S. uśmiecha się/
A.S. –
Czeski pisarz Michal Viewegh, podczas jednego ze swoich spotkań autorskich odpowiedział,
że „tylko pisarz jest w stanie powiedzieć,ile prawdy jest w jego pisaniu”.
Czytelnicy potrafią być bardzo dociekliwi, pytając mnie o to samo, co Ty przed
chwilą, więc szczerze odpowiadam: dużo, ale nie wszystko. Na kanwie własnych
doświadczeń, stworzyłam postacie sympatyczne mojemu sercu oraz zamieściłam
realne, ośmieszyłam, a tym samym usunęłam je z pamięci. Chciałabym, by niektóre
z nich istniały naprawdę… A zresztą, kto wie, może żyją gdzieś w świecie?
K.C. – Skąd
pomysł z odwiedzinami krewnych z zaświatów?
A.S. –
Podobno tak się zdarza. Rozmawiałam z ludźmi, którzy podobne spotkania
przeżyli.
K.C. - To ile się już nazbierało? Tych kolorowych szkiełek Twojej twórczości Anno, bo przypomnijmy, że Anna Strzelec jest z wykształcenia także plastykiem twórcą pięknych witraży.
K.C. - To ile się już nazbierało? Tych kolorowych szkiełek Twojej twórczości Anno, bo przypomnijmy, że Anna Strzelec jest z wykształcenia także plastykiem twórcą pięknych witraży.
A.S. – Prawdziwy
kalejdoskop. / uśmiech/ Gdy „Wiza do Nowego Jorku” została przyjęta z aplauzem
przez moich czytelników, napisałam kolejne książki, opiewające historię tej
polsko- francuskiej rodziny: „Okno z widokiem na Prowansję”, „Akwarele i
lawendy” oraz „Marysia wnuczka Leonii”. Jak widzisz, saga stała się
wielopokoleniowa. Bardzo lubię i podziwiam moich bohaterów. W międzyczasie
piszę wiersze, które jak każda poezja, powstają pod wpływem przeżyć i
przemyśleń. Zostały już wydane w kilku tomikach: „Miłość niejedno ma
imię”, „Cóż wiemy o miłości”,
„Gdziekolwiek jesteś… dialogi liryczne” i „Jeszcze raz w podróż…”. Przed dwoma
laty zafascynowała mnie proza Jerzego Rostkowskiego dotycząca wydarzeń II wojny
światowej, a szczególnie jego ostatnia książka „Świat Muszkieterów – zapomnij
albo zgiń”, dla której napisałam kilka wierszy opiewających bohaterstwo kobiet,
członkiń tej podziemnej organizacji.
K.C – Jakie masz
plany literackie, co nowego szykujesz… piszesz… planujesz?
A.S. – Przyznam szczerze, że chodzi mi po głowie temat nowej powieści do zrealizowania w bieżącym roku, ale nie chciałabym zapeszać. Z pewnością przygotuję zbiór wszystkich moich wierszy, pisanych od 1988 roku.
A.S. – Przyznam szczerze, że chodzi mi po głowie temat nowej powieści do zrealizowania w bieżącym roku, ale nie chciałabym zapeszać. Z pewnością przygotuję zbiór wszystkich moich wierszy, pisanych od 1988 roku.
K.C. – Czy można gdzieś cię Anno spotkać, aby uzyskać tak cenne dla wielbicieli książki i autograf?
A.S. –
Najbliższe moje spotkanie autorskie jest już zaplanowane w Konstancinie / W-wy,
w dniu 19 maja. Przyjęłam zaproszenie pani Agnieszki Podoleckiej na spotkanie z
czytelnikami w jej bibliotece. Tego samego dnia, o swojej twórczości będzie
także opowiadać Jerzy Rostkowski. Poza tym, jak zwykle, podczas naszego pobytu
w Warszawie, miłośnicy historii i „Muszkieterów” Jerzego Rostkowskiego spotkają się w Coffee Karma przy Placu
Zbawiciela. Zapraszamy!
https://www.facebook.com/coffeekarma.warszawa/?fref=ts
K.C. – I na
koniec już, specjalnie dla Książka CAFÉ – jaką kawę lubisz najbardziej?
A.S. – Dzień bez kawy, byłby dla mnie dniem
straconym. / śmiech/ Piję jej naprawdę dużo i w różnych wariantach: cafe latte,
(właśnie w Coffee Karma ), chętnie espresso, a najbardziej, przy pisaniu obok
laptopa musi stać obowiązkowo duży kubek podwójnej Nescaffe, oczywiście białej,
bez cukru.
K.C. –
Dziękujemy za rozmowę.
Z pisarką
prozy i poezji Anną Strzelec – Schutz rozmawiała
Elwira Izdebska
z Książka CAFÉ http://ksiazkacafe.blog.onet.pl/