Zapraszam do zapoznania się z treścią wywiadu, jaki przeprowadziłam
z pisarzem JERZYM ROSTKOWSKIM -
Historia drugiej wojny światowej pełna jest nieznanych wydarzeń i
niewyjaśnionych tajemnic. O ukrywanych do dziś faktach i tajemnicach polskiego
wywiadu z Jerzym Rostkowskim, popularyzatorem historii i autorem licznych
książek o tajemnicach drugiej wojny światowej rozmawia
poetka i pisarka Anna
Strzelec.
Anna Strzelec Jest pan pisarzem, niestrudzonym badaczem rozmiłowanym w historii, opisującym
wydarzenia, których nie zawierają podręczniki historii Polski. Co
najważniejsze, każdy nowo odkryty fakt dokumentuje Pan mnóstwem zdjęć kartograficznych
i fotografiami zachowanymi przez rodziny wojennych bohaterów. W jednym z wcześniejszych wywiadów
przeczytałam, że uwielbia Pan „ulotny pył tajemnicy drzemiący na starych
dokumentach”. Bardzo poetycznie nazwane… ale muszę zapytać, co skłoniło Pana do takiej właśnie pracy i kiedy zrodziła
się pasja historycznego odkrywcy?
Jerzy Rostkowski Często w życiu bywa, że wydarzeniami kieruje
przypadek i tak właśnie było u mnie. Zaczęło się w zasadzie od kolekcjonerstwa
[śmiech].
AS Kolekcjonerstwa? Zbierał pan stare
przedmioty?
JR O nie,
na to prawdopodobnie nie byłoby mnie stać w takiej formie, w jakiej bym chciał.
Ludzie zbierają monety, znaczki, nawet stare butelki, a ja zbierałem fakty.
AS Jakie fakty?
JR Różne, ale w zasadzie wyłącznie dotyczące II
wojny światowej. Od początku nazywałem je informacjami „nieuczesanymi”, bo
takie właśnie były. Kiedy trafiałem na relację, dokument lub informację, o
której nikt nie wspominał, której nikt nie znał, to natychmiast lądowała ona w
moim archiwum, gdzie początkowo teczki zawierały poszczególne miesiące wojny.
Później komputer znacznie ułatwił pracę. Z czasem kolejne „zdobycze” zaczynały
układać się w logiczne ciągi faktów i powstawała historia, której nie znałem
nawet ja sam.
AS Jest pan autorem sześciu książek
odsłaniających tajemnice wydarzeń II wojny światowej i licznych artykułów
związanych z wymienionym tematem. Która z pana książek była pierwszą?
JR Zadaje
mi pani wbrew pozorom bardzo trudne
pytanie [śmiech], bo pierwsza łączy się z drugą, której w zasadzie nie ma i z rzeczywistymi
początkami mojej pracy pisarskiej i może w związku z tym mógłbym się spierać,
czy książek było sześć, czy siedem.
AS Czyżby
znów jakaś tajemnica?
JR Fakt –
trafiłem na tajemnicze miejsce, zapomniane wtedy, a z tego, co wiem również
teraz przez Boga i ludzi. To było na przełomie lat sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych ubiegłego wieku w miejscowości Brody na moim ukochanym Dolnym
Śląsku. Proszę sobie wyobrazić wrażenia młodego wówczas człowieka, który
wchodzi do kościoła, widzi poprzewracane ławki, ślady kul na ścianach,
postrzelane, przepiękne witraże, ślady ogniska przed ołtarzem. Jakby wojna
przeszła wczoraj, a nie dwadzieścia lat temu. To musiało pozostawić ślad w
duszy. I zostawiło, tym bardziej, że już tego samego dnia dosłownie poczułem
„dotyk” tajemnicy, trafiłem na fakty, których nie znał nikt i na ludzi, którzy
strzegli wojennych sekretów.
AS I
powstała wtedy książka?
JR Ależ
skąd [śmiech]. Przecież wojenne zagadki była wówczas dla mnie terra incognita,
byłem całkowicie „zielony”. Wtedy zaczęło się kolekcjonowanie faktów,
wspomnianych informacji „nieuczesanych”.
Pierwsza książka – „Zamek Książ – zapomniana tajemnica” powstała
znacznie później.
AS A
książka, „której nie ma”? Czuję tu zręczny unik z pana strony.
JR Ależ
pani dociekliwa [śmiech]. Wspomniałem, że w pałacu Brühla w Brodach poczułem dotyk tajemnicy, jeszcze
nie została ona rozwiązana i nie czas na książkę o charakterze dokumentalnym,
ale jako druga powstała niewielka powieść napisana pod pseudonimem, gdzie autor
zmienił jedynie nazwiska i opisy niektórych miejsc. Fakty pozostały prawdziwe,
a były sensacyjne. To one połączyły dwa pałace – Brody i Książ. Książka została
napisana pod pseudonimem, więc jej nie ma [śmiech].
AS Żałuję, chciałabym ją przeczytać [uśmiech].
Jerzy, pańska twórczość zawiera w sobie zadziwiająco płynne przejścia pomiędzy
niemieckimi a polskimi tajemnicami drugiej wojny. Które z nich są dla pana
ważniejsze?
JR Zacznijmy od tego, że pani pytanie zawiera
błąd merytoryczny [śmiech]. To nie moja twórczość, tylko pewnej damy o imieniu
Klio. Ja jedynie słucham jej podszeptów i staram się jak najbardziej rzetelnie
przekazać je czytelnikom. A już zupełnie poważnie - sekrety drugiej wojny są
ciekawostką samą w sobie. Niegdyś myślałem, że najwięcej „białych plam” zawiera
historia międzywojennej i wojennej działalności Niemców na terenach obecnie
należących do Polski, a które ja w przeciwieństwie do wielu środków masowego
przekazu nazywam „ziemiami wyzyskanymi”. Materiały, które zbierałem do wydanej
kilka lat temu książki pt. „Rozkaz – Zapomnieć!” (nawiasem mówiąc przygotowuję
do druku drugie, znacznie poszerzone wydanie tej pozycji) wykazały, że jestem w
wielkim błędzie. Nierozwiązanych poniemieckich zagadek jest bardzo wiele, lecz
jestem głęboko przekonany, że dla nas, Polaków ważniejsze powinno być
wymazywanie „białych plam” z naszej rodzimej historii, prostowanie kłamstw
tworzonych jeszcze podczas wojny i po jej zakończeniu, a powielanych przez różnych,
najczęściej rodzimych „dziejopisów”.
AS Przecież książek poważnych autorów o czasach
wojny powstało bardzo wiele, często wspomnieniowych, później poważnych analiz.
Pan nazywa ich autorów „dziejopisami”, czyżbym wyczuwała tu jakiś, delikatnie
mówiąc dystans?
JR Ten dystans musi być. Musimy pamiętać w
jakich czasach powstawała tzw. literatura wspomnieniowa. Przykładem niech
będzie bardzo ważna dla mnie książka mego ojca, Henryka Rostkowskiego pt. „Czas
powrotu”. Książka ważna, relacja z Powstania Warszawskiego zawierająca prawdę,
lecz skażona w dramatyczny sposób nożycami cenzora. Wycięto duży rozdział o
przeżyciach ojca podczas dwukrotnego przejścia kanałów pod walczącą Warszawą,
usunięto następny o bestialstwach 1. Rosyjskiej Dywizji Grenadierów SS (cenzor
stwierdził, że nie było zdrajców narodu rosyjskiego), usunięto informacje o
dokumentach z polskich archiwów, do których dotarli w Anglii, bezpośrednio po
wojnie ojciec i stryj. Jednak niestety nie tylko cenzura miała wpływ na kształt
wspomnień. Bardzo często w materiałach traktowanych przez historyków jako
źródłowe stykam się z opowieściami, kiedy najprostsza nawet weryfikacja
pokazuje, że są wymyślone dla podkreślenia znaczenia osoby autora, lub wręcz
ukrycia jego błędów. Przykłady można tu mnożyć godzinami. Osobna i
najsmutniejsza dla Polaka część, to bardzo trudne do rozszyfrowania materiały
będące wynikiem większych spisków i manipulacji mających ukryć przestępstwa
natury politycznej, finansowej, albo mające na celu przejęcie władzy,
osiągnięcie wysokich stanowisk i usunięcie osób z przeróżnych powodów
niewygodnych. Bywa, że stoją one na granicy zdrady narodu i ojczyzny.
AS Czyli nie można wierzyć nikomu?
JR Ależ nie. Jest bardzo wielu rzetelnych
historyków uważnie i wnikliwie analizujących dokumenty i wyciągających właściwe
wnioski z dostępnych materiałów. Wielu, których nie przeraża gigantyczna praca,
którą trzeba włożyć w poszukiwanie prawdy. Niestety wielu - i tych właśnie
nazywam „dziejopisami” przepisuje wcześniej publikowane teksty ciesząc się, że
bibliografia w ich dziełach jest bardzo bogata, a są też i tacy, którzy wcale
nie podają źródeł swych „informacji”.
AS
Przeczytałam na pana blogu, że książka, o której
wydanie stara się Pan od dwóch lat nosi tytuł: ” Świat Muszkieterów - zapomnij
albo zgiń”. Jakie kontrowersje zawiera w sobie, że tak trudno jest ją wydać?
JR Moim zdaniem ta książka nie zawiera żadnych
kontrowersji. Kontrowersja to przecież różnica zdań, rozbieżność sądów albo spór, dyskusja, polemika. Nie wchodzę
w żadne spory, a jedynie przedstawiam dokumenty i relacje, jakie udało mi się
odnaleźć. Wyciągam z nich wnioski, jak sądzę bezsporne, choć czasami tragiczne
i smutne. Jestem przekonany, że to czytelnik powinien ocenić, czy autor książki
jest idiotą, czy może dotychczas stykał się w przedmiotowej sprawie z manipulacją
i fałszywym wybielaniem naszej historii. Jeśli jednak nim nie jestem, to my -
Polacy, powinniśmy pamiętać o naszych prawdziwych bohaterach i ich dokonaniach,
pamiętać o ludziach, którzy dla nas poświęcali życie.
AS Muszkieterzy – ale nie francuscy
muszkieterowie – choć zapał i waleczność bardzo podobne. A jaka jest etymologia nazwy tej
konspiracyjnej, podziemnej organizacji „Muszkieterzy”?
JR Zmusza mnie pani do zdradzenia jednej z
tajemnic książki. Gdzie diabeł nie może tam… [śmiech]. Cóż, odpowiem, bo często
zadawano mi już pytanie dlaczego używam na przemian form: Muszkieterzy i
Muszkieterowie, a jeden z dyskutantów nazwał mnie wręcz grafomanem, bowiem nasz
język zna jedną, prawidłową nazwę – Muszkieterowie.
Odpowiedź niech będzie także ukłonem w stronę naszych „dziejopisów”, z których
żaden nie pokusił się na wyjaśnienie tego, jakże dla nich skomplikowanego
problemu. Otóż posługuję się jedną i drugą formą podobnie jak… Stefan
Witkowski, twórca i szef tej wspaniałej organizacji wywiadowczej. Forma zależała
ściśle od treści, lecz znać ją może jedynie ten, kto zetknął się osobiście z
dokumentami sygnowanymi nazwiskiem Witkowskiego, a nie ten, kto cudze książki
jedynie przepisuje z wielu składając „nową” całość [śmiech]. Fakty wyglądały następująco.
Przyszły szef podziemnej organizacji wywiadowczej we wrześniu 1939 roku
zorganizował kilkudziesięcioosobowy oddział konny walczący pod rozkazami
generała Franciszka Kleeberga. Jego żołnierze uzbrojeni byli w doskonałe
polskie karabiny przeciwpancerne wz. 1935 przez swą znaczną długość zwane
powszechnie w wojsku „muszkietami”.
Oddział Witkowskiego odnosił znaczne sukcesy w walkach z niemieckimi i
sowieckimi jednostkami pancernymi, a wojsko Grupy Operacyjnej „Polesie" zaczęło wkrótce witać jego
jeźdźców radosnymi okrzykami – Muszkieterzy, Muszkieterzy jadą! I taką właśnie
nazwę nadał Witkowski tworzonej organizacji – „Muszkieterzy”. Wobec osób, jej
członków używał w swych pismach formy prawidłowej – Muszkieterowie. Takie
właśnie, udokumentowane formy przyjąłem w mojej książce.
AS Kim był Stefan Witkowski?
JR Kolejno – bardzo zdolnym studentem,
wynalazcą z przynoszącymi spory dochód patentami, oficerem polskiego wywiadu,
dowódcą oddziału GO „Polesie” w stopniu porucznika, dowódcą konspiracyjnej organizacji
wywiadowczej o europejskim zasięgu - w stopniu kapitana.
AS Czytałam Pana artykuł „Gwiazda wśród Muszkieterów” opublikowany w
jednym z numerów „Uważam Rze Historia”. Był zwiastunem książki, o której
wydanie pan się stara. Przyznać muszę, że zafascynowała mnie postawa kobiet należących do organizacji, ich
dzielność i poświęcenie. Wszystkie zasługują na uznanie, ale ponieważ wspomniał
Pan w tytule artykułu o „gwieździe”, to była nią niewątpliwie Mieczysława
Ćwiklińska - aktorka międzywojennego i powojennego polskiego kina i teatru.
Wydarzenia, które Pan opisuje poruszyły mnie do głębi serca i napisałam wiersz,
który pozwolę sobie przytoczyć:
Przyjacielu drogi, jakże mi przykro
już się nie spotkamy…
nie zapomnę kawiarenek, gdzie z rąk moich
kawę odbierałeś adrenaliną słodzoną,
twoje zaufanie, moje cenne wieści
co służyły wspólnej, słusznej misji
i jednemu słowu „wolność”.
Za kulisami teatru, zanim zaśpiewała
Zanim kadr filmu mego publiczność ujrzała
meldunek biegł do Londynu, a razem z nim wiara…
Teraz – jak drzewo płaczące przy grobie twoim
umierać mogę stojąc…
JR Wzruszyła mnie Pani piękna poezja. Sprawiła,
że zobaczyłem samotną Ćwiklińską idącą za trumną Stefana Witkowskiego. Tak
właśnie było, kiedy za własne pieniądze wykupiła z niemieckich łap zwłoki
zamordowanego kapitana.
AS W organizacji Witkowskiego działało wiele
kobiet. Czy ich dokonania były znaczące dla „Muszkieterów”?
JR Doszedłem do przekonania, że właśnie
dokonania kobiet stanowiły o większości błyskotliwych osiągnięć „Muszkieterów”.
Bez Klementyny Mańkowskiej, Krystyny Skarbek, Teresy Łubieńskiej, Izabeli
Czarkowskiej - Golejewskiej, Mieczysławy Ćwiklińskiej, Marii Grocholskiej i
wielu innych doskonałych agentek o niektórych sukcesach organizacji Stefana
Witkowskiego trudno byłoby nawet pomyśleć.
AS W 1942 r. „Muszkieterzy” byli nazwani przez
aliantów najlepszą konspiracyjną organizacją wywiadowczą na terenach
okupowanych przez Niemców, a krótko później stali się niewygodni dla Armii
Krajowej. Dlaczego zarzucano im niepodporządkowanie się dowództwu Państwa
Podziemnego generała Tadeusza Bora-Komorowskiego? Jak to się stało, że Polacy
prowadzili walkę przeciw sobie?
JR Teraz doprawdy wymaga Pani za wiele
[śmiech]. Jest faktem, że „Muszkieterzy” i ich dowódca nie podporządkowali się
w sposób ostateczny Armii Krajowej, choć długo z nią współpracowali. Mieli
jednak swoje racje odmawiając wykonania tego polecenia. Czy były słuszne? To
właśnie, na podstawie umieszczonych w książce dokumentów, relacji i materiałów
źródłowych powinni ocenić sami czytelnicy. Moja opinia jest jednoznaczna –
zapominając o Muszkieterach zapominamy o polskich bohaterach. Oby ta niepamięć
nie była znaczącą skazą na naszym honorze. Więcej szczegółów tutaj zdradzić nie
mogę.
AS Proszę jeszcze wyjaśnić, dlaczego w tytule
znajduje się dramatyczne zawołanie; „zapomnij albo zgiń”?
JR Te
dramatyczne słowa kierowane były do członków organizacji, jeszcze długo po
wojnie. Szanse na przeżycie mieli
jedynie ci członkowie Muszkieterów, którzy nigdy nie wspominali na temat swojej
okupacyjnej działalności. Pozostali ginęli w wypadkach, lub skrytobójczych
zamachach. Z informacją, iż wiedza na temat działania Muszkieterów „może
zabijać” zetknąłem się nawet w pokoleniu dzieci okupacyjnych wywiadowców, kiedy
przeprowadzałem liczne wywiady w poszukiwaniu materiałów do książki.
AS Czy uważa pan, że książka napisana przez
pana ma swoją misję do spełnienia?
JR Dokładnie, tak sądzę. Już nigdy w życiu nie
chcę usłyszeć słów, jakie powiedział do mnie młody licealista podczas jednego
ze spotkań z młodzieżą. Kiedy wyjawiłem tym dzieciom jedną skrywaną
tajemnicę Września 1939 roku, jeden z uczestników, młody blondyn wstał i powiedział słowa, których nigdy nie zapomnę:
─ Panie Rostkowski, przecież pan wiedział o tym od lat. Dlaczego pan milczał?
Czy nie sądzi pan, że milczenie w sprawie tak ważnej jest rodzajem kłamstwa? Odbierał
pan nam prawo do tak istotnej wiedzy, prawo do położenia kwiatów na grobach
tych, którzy za nas oddawali życie? Jak się pan z tym czuje teraz, panie
Rostkowski? Poczułem się wtedy tak, jakbym zasłużenie dostał w twarz. Nigdy
więcej nie chcę tego poczuć i dlatego będę pisać, będę krzyczeć o ludziach i
ich dokonaniach. Wierzę, że mój krzyk przywróci nam pamięć. I taka właśnie jest
misja książki o Muszkieterach. Niechaj pamięć o Ich wielkości będzie
największą, bo jedyną możliwą formą wdzięczności, jaką możemy Im dziś
przekazać.
Książka
"Świat Muszkieterów – Zapomnij, albo zgiń" Jerzego Rostkowskiego
jest przedmiotem projektu Polak Potrafi dostępnego na stronie internetowej
jest przedmiotem projektu Polak Potrafi dostępnego na stronie internetowej
Dzięki
niemu i wszystkim, którzy udzielą finansowego wsparcia zostanie wydana książka o
organizacji Muszkieterzy. Musi ona dotrzeć do Czytelników z misją niesienia
historycznej prawdy bez niedomówień i zakłamania.
Autorowi – za umożliwienie mi wnikliwego spojrzenia
za kulisy historii i osobiste wzruszenia, jakich doznałam podczas ich czytania
bardzo dziękuję, a wszystkim Polakom lekturę Jego książek bardzo polecam!
Z Jerzym Rostkowskim rozmawiała Anna
Strzelec.
Anna Strzelec
http://www.egminy.eu/newsy,czytaj/629/wywiad-z-pisarzem-jerzym-rostkowskim.html
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za publikację! :)
OdpowiedzUsuńProgram "Polak-potrafi" został zakończony z sukcesem. Wydanie książki Jerzego Rostkowskiego "Świat Muszkieterów" w przygotowaniu!
OdpowiedzUsuń