„Jeśli
jest noc, musi być dzień, jeśli łza – uśmiech”
Ks. Jan Twardowski
Czekam więc na uśmiech mojej córki.
Właśnie odwiozła Marikę do przedszkola, Marysię do szkoły i słyszę w
przedpokoju odgłosy jej powrotu. Jeremiego też już nie ma, po urlopie mają podobno
pracy moc, o czym poinformowała go raniutko Agata. Jakaś instalacja w ich
gabinecie wysiadła i kilka krabów, które badali, leżały do góry brzuchami. ─ Nie pracujesz dzisiaj?
─ Wpadłam na chwilkę do Allisson i poprosiłam ją o dzień urlopu. Chcesz
kawy, mamo?
─ Oczywiście, mogę drugą razem z tobą wypić.
Specjalnie wtrącam „razem z tobą”, gdyż mogłoby być i tak, że Iwona z swoją
kawą pójdzie zaraz na pięterko do ich pokoju, by odespać podróż, ale moja córka
na szczęście nie miała takiego zamiaru. Przygotowuje grzanki z pomarańczowym
dżemem, który wczoraj przywieźli i siada naprzeciw mnie. Kocham takie poranki w
kuchni, gdy otula nas zapach świeżo sparzonej kawy, pachnie pieczywo, a za
oknem rozsłonecznia się powoli dzień, który będzie jeszcze jedną niespodzianką
w naszym życiu.
Patrzę na nią, zamyśloną, trochę zmartwioną i zastanawiam się jak zacząć
naszą rozmowę; zapytać czy poczekać, aż moja córka zacznie opowiadać o swoich niepokojach i
o tym, co ją dręczy. Tak smakuje oczarowanie kimś, fascynacja …, a potem ogarnia nas
bezgraniczna tęsknota i oczekiwanie kiedy wybrana osoba zrobi następny krok w
kierunku naszego serca.
─ Boję się, że nic z tego nie będzie. W duszy artysty gra tak wiele, całe
fantazje, nawet symfonie nastrojów. Chyba trudno będzie go kochać przez całe
życie – mówi spoglądając w stronę okna, ale tak bardziej w przestrzeń.
─ Skąd takie refleksje?
Wzrusza ramionami i popija kawę.
─ Może zbyt wcześnie na tego rodzaju refleksje, ale będąc świadkiem
aplauzów i wszystkich tych radości, które go po koncercie otoczyły, czułam się bardzo
obok, poza nimi. To świat, z którym nie wiele mam wspólnego, prócz tego, że artysta
tak uwielbiany należy prawie do naszej rodziny. Mamo, nie chcę być marginesem w
życiu Jacquesa…
─ Kochanie, ale czy on dał ci to w
jakiś sposób odczuć? Masz powody, aby wyciągać smutnawe wnioski z waszego
wyjazdu do San Francisco?
Moja córka uśmiecha się. Poznaję jej
wyraz twarzy, podobny do wigilijnego, gdy wszyscy nawzajem składaliśmy sobie
życzenia przy choince, a on zawieszał jej złoty łańcuszek z kluczykiem na szyi…
Infantylny drobiazg z artystycznym podtekstem mającym wyrażać zgodę i prawo do
jego serca, które w każdej chwili mogła otworzyć i wejść, aby się w nim
rozgościć.
─ Właściwie, to nie ─ mówi.
Ma go teraz na szyi i obraca w dłoni, spogląda na mnie jeszcze raz z
wyrazem twarzy zakochanej kobiety, powtarza jeszcze raz „właściwie to nie”, dodaje
„wszystko było super… aż za bardzo i, że… „może dlatego się czegoś obawiam?”
Przypominają mi się wczorajsze zalecenia Rachel, że powinnam pomóc jej życiowym
doświadczeniem, jakie w sobie noszę i czuję się zupełnie bezradna. Mogę jej
powiedzieć” nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze, nie powinnaś tak myśleć”…
ale żadne z tych banalnych zwrotów na nic się nie przyda. Nowa miłość zastąpiła
jej drogę i musi sobie z zaistniałą sytuacją poradzić. Jakby nie miała dosyć przykrości
w swoim trzydziestoletnim życiu. Z dwojga złego, Manfred byłby odpowiedniejszy,
przynajmniej jest na miejscu – myślę głupio.
─ Dzwonił? Esemesował?
─ Tak, tak, dziś wcześnie rano rozmawialiśmy. Szykował się na próbę. W
przyszłym tygodniu odlatują na tournee do Europy. I będzie
jeszcze dalej ode mnie… ─ dodaje z westchnieniem.
─ Z tym można było się od początku liczyć.
Stwierdzam to trochę bezlitośnie, wiem, chociaż okraszam uśmiechem, ale zaraz wstaję, obejmuję ją i niezbyt
dokładnie cytuję zasłyszany aforyzm, że nic, w ogóle nic, nie może być powodem
zerwania wielkiej miłości. Ani odległość, wiek, ani pieniądze. Nic - prócz
jej braku.
─ A o tym kochana, sami musicie się przekonać.
─ Wiem, wiem ─ mówi i robi coś nieoczekiwanego. Po prostu przytula się do
mnie jak mała dziewczynka, przypominając mi chwile, gdy przed laty wróciła do domu z krwawiącym kolanem.
Przewróciła się na nowym, kupionym przez tatę, rowerem. Najdelikatniej w
świecie obmywałam jej ranę, a ona próbując powstrzymać płacz, objęła mnie
podobnie, jakbym teraz stać się mogła łagodzącym środkiem na tęsknotę i
niepewność jej miłości.
Obejmujemy się podobnie, a ja nie znajdując innych, stosownych słów
pociechy, mówię:
─ Chodź, nie zamartwiaj się na zapas, bo nie ma łatwych miłości, a w każdą
jest wpisana porcja smutku i radości. Przecież o tym wiesz, a ja wierzę, że tej
drugiej będzie w waszym związku więcej.
Nie odpowiada, ale widzę, że rozmowa nasza, choć krótka, przyniosła jej
odrobinę ulgi.
***
Wieczorem, gdy Marika i Marysia już
śpią, a Jeremi pogwizdując, zajmuje jeszcze łazienkę, Iwona przychodzi do mnie. Odkładam czytaną przeze mnie książkę, jedną z tych, które przywiozła
przed Gwiazdką i patrzę z wyczekującym uśmiechem, a ona mówi dwa zdania, które
spadają na mnie jak grom, bez ostrzegawczej błyskawicy i powodują
przyspieszone, prawie bolesne bicie serca. Mówi, że chyba pojedzie tak na
trochę w odwiedziny do Polski i zabierze ze sobą dziewczynki, ale musi to
jeszcze przemyśleć.
I wychodzi z mojej sypialni…
Anna
Strzelec
...........................................
Pani Haniu, wszystko pięknie, nie mogę już się doczekać. Bardzo serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAgniecha.
Oj, milosc piekna jest milosc gorzka jest...ale bez niej nie da sie zyc
OdpowiedzUsuńGłód emocji i wrażeń, przewijających się przez każdą stronę Pani książek CZĘŚCIOWO zaspokojony, ale powtarzam, tylko CZĘŚCIOWO!!! Nic w życiu nie jest łatwe, ale chyba wiele zależy od naszej postawy i nastawienia :). Oby zawsze było pozytywne, a wszystko się ułoży... Serdecznie pozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję na całość!!! :)
OdpowiedzUsuń..bo nie ma w życiu łatwych miłosci...
OdpowiedzUsuńDanka