Część I i II i... fragment.
Całość jeszcze dziś, wieczorem...
─
Halo, proszę pani ─ usłyszała wołanie, które dobiegało od strony ogrodowej
furtki. Listonosz stał przy rowerze, na którym co rano, oprócz sobót i świąt okrążał
ich osiedle, a dziś machał do niej trzymaną w ręce kopertą.
Podeszła bliżej: ─ Stało się coś? Polecony? Zwykły, to czemu nie wkłada
pan do skrzynki?─ Taak? Przecież zapchana reklamami i jeszcze przedświątecznymi ulotkami. Chce pani, żeby przebiegający pies wyciągnął, albo wiatr porwał? Taki ładny list… ─ dodał podając jej kopertę ozdobioną kolorową grafiką.
─ Dzięki za troskę. Faktycznie, nazbierało się tego, zaraz opróżnię.
─ A ten kot, to siedzi tutaj jak żywy ─ zaśmiał się wsiadając na swój wehikuł i z okrzykiem: ─ „Szczęśliwego Nowego Roku” zniknął za zakrętem ulicy Ogrodowej.
Czarnobiały, drewniany kot siedzący na skrzynce pocztowej podobał się wszystkim odwiedzającym. Podobnego widziała w Stony Brook, podczas swojego krótkiego pobytu w Stanach. Zrobiła mu zdjęcie, a po powrocie zaniosła je do znajomego snycerza. Po kilku dniach nikt nie miał tak oryginalnej skrzynki na listy, jak oni!
─ Sama jesteś?
─ Tak, Adam jeszcze nie wrócił.
─ A co robisz?
─ Bawiłam się w okulistkę ─ roześmiała się.
─ Możesz jaśniej?
─ Ojej, przyprawiałam nareszcie oczy mojemu kotu na skrzynce.
─ Był już u ciebie listonosz?
─ No był, i co? ─ odpowiedziała i w tym momencie przypomniała sobie list, którego dotąd nie otworzyła.
─ I co na to powiesz? Głos przyjaciółki brzmiał nieco tajemniczo.
─ Barbie, jeszcze go nie otworzyłam! Poczekaj, nic nie mów, zaraz zobaczę i oddzwonię ci, ok.?
─ No to czekam. Bez video telefonu można było poznać, że Barbara, którą w ogólniaku nazywali Barbie, uśmiecha się.
Jasnozielona koperta ozdobiona była graficznymi, noworocznymi motywami, jakby ktoś, niewątpliwie utalentowany pod wpływem dobrego humoru bawił się piórkiem i pędzlem. Julia nie chcąc niszczyć plastycznej oprawy tajemniczego listu, ostrożnie rozcięła nożem kopertę dopiero teraz zauważając, iż nie ma na niej nadawcy.
Z dekoracyjnie złożoną kartką również jasnozieloną
usiadła na kanapie. Szybko przebiegła oczami treść raz, po czym drugi, roześmiała
się i wywołała w telefonie numer Barbie.
─ Tak? ─ usłyszała jej głos. ─ Masz?
─ Myślę, że to miły dowcip. Kto w dzisiejszych czasach wysyła eleganckie zaproszenia na Bale Maskowe? Rozumiem, że ty też dostałaś?
─ Musimy się spotkać i porównać. Masz niebieski?
─ Nie, zielony. Odbędzie się w teatrze West End, 5 stycznia, początek o godz.20,00.
─ U mnie podobnie.
─ Ale Barbie, to nie jest normalne zaproszenie. Ktoś zwraca się do mnie poufale „per Julio”, a dalej, że prawdopodobnie przyjmę jego list ze zdziwieniem, ale ma nadzieję, że nie odmówię, bo upłynęło tak wiele czasu od naszego ostatniego spotkania itd…
─ U mnie treść jest podobna ─ śmiała się Barbara, tylko „per Barbie”.
─ Ktoś robi nam noworoczny kawał, ale jedno jest pewne, on nas zna ─ mówiła Julia przyglądając się ozdobnemu pismu i grafice przedstawiającej balowe gadżety, i dekoracyjne maseczki.
─ Barbie, jesteś?
─ Tak?
─ Myślę, że chyba wiem. Pamiętasz rudego Franka z naszej klasy? Po maturze robił Akademię Plastyczną. Podobno krótko po nas też przyjechał do Anglii.
─ Czemu akurat Franio przyszedł ci do głowy? Nie jest to zbyt proste?
─ Tak sobie pomyślałam… Poufałość jego listu… Myśmy chodzili ze sobą parę miesięcy, ale jak to często bywa przestało nam się układać. Rozstaliśmy się, a ja poznałam Adama. Resztę już znasz.
Po drugiej stronie słychać było westchnienie przyjaciółki.
─ No to co robimy? Pójdziemy sprawdzić?
─ Kochana! Bal maskowy kostiumowy! Ciuchy nam będą potrzebne!
─ To jasne! Z wypożyczalni!
Barbie, atrakcyjna blondynka, którą nie na darmo tak w szkole nazywano, nie narzekająca na brak męskiego towarzystwa wokół siebie i lubiąca dyskotekowe okazje, zawołała entuzjastycznie do słuchawki – jutro do ciebie wpadnę – i wyłączyła się.
Julia ponownie obejrzała otrzymany list i zamyśliła się. Jeśli jej przypuszczenia są słuszne… Franek jeszcze pamięta... Szkoda, że się tak między nimi skończyło… Ładnie napisał: „chcę cię znów zobaczyć, Julio z tamtych lat”… A co on u licha robi w teatrze?
─ Myślę, że to miły dowcip. Kto w dzisiejszych czasach wysyła eleganckie zaproszenia na Bale Maskowe? Rozumiem, że ty też dostałaś?
─ Musimy się spotkać i porównać. Masz niebieski?
─ Nie, zielony. Odbędzie się w teatrze West End, 5 stycznia, początek o godz.20,00.
─ U mnie podobnie.
─ Ale Barbie, to nie jest normalne zaproszenie. Ktoś zwraca się do mnie poufale „per Julio”, a dalej, że prawdopodobnie przyjmę jego list ze zdziwieniem, ale ma nadzieję, że nie odmówię, bo upłynęło tak wiele czasu od naszego ostatniego spotkania itd…
─ U mnie treść jest podobna ─ śmiała się Barbara, tylko „per Barbie”.
─ Ktoś robi nam noworoczny kawał, ale jedno jest pewne, on nas zna ─ mówiła Julia przyglądając się ozdobnemu pismu i grafice przedstawiającej balowe gadżety, i dekoracyjne maseczki.
─ Barbie, jesteś?
─ Tak?
─ Myślę, że chyba wiem. Pamiętasz rudego Franka z naszej klasy? Po maturze robił Akademię Plastyczną. Podobno krótko po nas też przyjechał do Anglii.
─ Czemu akurat Franio przyszedł ci do głowy? Nie jest to zbyt proste?
─ Tak sobie pomyślałam… Poufałość jego listu… Myśmy chodzili ze sobą parę miesięcy, ale jak to często bywa przestało nam się układać. Rozstaliśmy się, a ja poznałam Adama. Resztę już znasz.
Po drugiej stronie słychać było westchnienie przyjaciółki.
─ No to co robimy? Pójdziemy sprawdzić?
─ Kochana! Bal maskowy kostiumowy! Ciuchy nam będą potrzebne!
─ To jasne! Z wypożyczalni!
Barbie, atrakcyjna blondynka, którą nie na darmo tak w szkole nazywano, nie narzekająca na brak męskiego towarzystwa wokół siebie i lubiąca dyskotekowe okazje, zawołała entuzjastycznie do słuchawki – jutro do ciebie wpadnę – i wyłączyła się.
Julia ponownie obejrzała otrzymany list i zamyśliła się. Jeśli jej przypuszczenia są słuszne… Franek jeszcze pamięta... Szkoda, że się tak między nimi skończyło… Ładnie napisał: „chcę cię znów zobaczyć, Julio z tamtych lat”… A co on u licha robi w teatrze?
Przed domem zatrzymało się auto, z którego wysiadł
Adam. Po chwili, słysząc kroki męża w przedpokoju spiesznie ukryła zaproszenie
w swojej szufladzie z bielizną.
***
Julia obróciła się: ─ Zjesz? Są jeszcze pyszne i z sosem grzybowym?
─ Jeśli mi przedwczoraj nie zaszkodziły, to chętnie dokończę.
─ Nie mamy innego wyboru, nie chciało mi się gotować, za to jutro sobie powetujemy. Łosoś w kilku postaciach!
─ Kobieto! Ryba na Sylwestra?
─ Tak. Ode mnie ryba, a Barbie kombinuje jakieś sałatki i wołowe zawijańce.
Zrobię też szarlotkę. Martin przygotuje oprawę muzyczną. Obiecał przyjść około 20-tej.
Martin był chłopakiem przybyłym w odwiedziny do ich znajomych sąsiadów i Julia zaprosiła go chcąc zapewnić męskie towarzystwo przyjaciółce.
Adam nie pytając żony czy napije się razem z nim, otworzył dwie puszki piwa i mruknąwszy ; - no, zobaczymy- zasiadł do stołu. Ona i tak prawie zawsze lubiła to, co on i przeważnie zgadzała się na jego propozycje, obojętnie czego one dotyczyły. Rutyna małżeńska jak przyciasno zawiązany krawat.
***
─ Julie?
Wszedł do kuchni, gdzie przygotowywała spóźniony
obiad. Stanął za nią wyjmującą z mikrofali krokiety pozostałe im ze świąt
Bożego Narodzenia i pocałował w odkryte ramię. Co to za moda z tymi bluzami. Wyglądają
na fatalnie rozciągnięte i po jednej stronie opadają aż do łokcia ─ myślał.
Rozumiem, że na plaży, ale zimą?Julia obróciła się: ─ Zjesz? Są jeszcze pyszne i z sosem grzybowym?
─ Jeśli mi przedwczoraj nie zaszkodziły, to chętnie dokończę.
─ Nie mamy innego wyboru, nie chciało mi się gotować, za to jutro sobie powetujemy. Łosoś w kilku postaciach!
─ Kobieto! Ryba na Sylwestra?
─ Tak. Ode mnie ryba, a Barbie kombinuje jakieś sałatki i wołowe zawijańce.
Zrobię też szarlotkę. Martin przygotuje oprawę muzyczną. Obiecał przyjść około 20-tej.
Martin był chłopakiem przybyłym w odwiedziny do ich znajomych sąsiadów i Julia zaprosiła go chcąc zapewnić męskie towarzystwo przyjaciółce.
Adam nie pytając żony czy napije się razem z nim, otworzył dwie puszki piwa i mruknąwszy ; - no, zobaczymy- zasiadł do stołu. Ona i tak prawie zawsze lubiła to, co on i przeważnie zgadzała się na jego propozycje, obojętnie czego one dotyczyły. Rutyna małżeńska jak przyciasno zawiązany krawat.
Julia popijała Guinnessa na którego szczerze mówiąc
mało miała ochoty i zastanawiała się, co zrobić z otrzymanym od nieznajomego zaproszeniem.
W zasadzie wyjście z domu, na całą noc i tylko we dwie z Barbie nie wchodziło w
rachubę. Co prawda Adam często zostawał dłużej biurze, tłumacząc się nawałem
pracy, a szczególnie teraz pod koniec roku… ale podczas ich minionych ośmiu lat
małżeństwa nie wybywali osobno na żadne przyjęcia. Wieczory spędzali przed
telewizorem, czasem szli do kina lub na proszone kolacje urządzane przez
szefową Adama dla grona współpracowników. Dzieci
nie mieli. Julia na początku żałowała, że tak jest i – nie wiadomo z czyjego
powodu, ale Adam zamykał temat twierdząc, że on nie ma czasu na poddawanie się
jakimś tam badaniom. Julia przestała więc wspominać o dzieciach i zastanawiała
się czy by nie pójść do pracy i tym samym bardziej „między ludzi”.
Mąż Barbie od pół roku pracował służbowo w Kapsztadzie,
a ona przyjmowała zaproszenia innych żon, których mężowie też na południu
Afryki przebywali i nie omijała żadnej okazji, aby się zabawić.
Co zrobić z tym fantem teraz? Zaproszenie kusiło
Julię, bo pachniało zagadką, przygodą, jakiej dotąd nie zaznała… Była pewna, że
jeśli z niego nie skorzysta, może ominąć ją coś nadzwyczajnego.
***
CDN. Anna Strzelec