Okno z widokiem na Prowansję.
Zapraszam :)
Znam kilka osób, które nim ucieszę.
***
Zawołałam Sally, która siedziała w swoim koszyku na tarasie. Dni były jeszcze ciepłe, choć wiele wskazywało na to, że natura powoli przygotowuje się do zimy. Na platanie, który rósł po sąsiedzku w ogrodzie graniczącym z naszą posesją widziałam skaczące dwie wiewiórki, chowające się co chwilę w dobrze widocznej dziupli. Wyraźnie robiły już zapasy na zimę. Ciekawe, gdzie podział się kardynał? Czy zimą powinno dokarmiać się ptaki tak, jak w Polsce? Muszę zapytać Jeremiego, bo właśnie stwierdziłam, że niewiele wiem o panujących tu amerykańskich zwyczajach. Tu, to znaczy nowojorskich, bo w każdym stanie podobno życie wygląda trochę inaczej. Legowisko Sally zabieraliśmy na noc do domu i stawiałam je w pobliżu kominka, ale ona bardziej lubiła spać w naszej sypialni lub u dziewczynek, szczególnie na dywaniku przed łóżkiem po stronie Mariki, którą sobie upodobała. Poszłam z psem na górę i uchyliłam drzwi do większego pokoju, który od dwóch tygodni stał się gościnnym:
─ Co u was słychać?
Sally przecisnęła się obok mnie i wskoczyła na szerokie łóżko, na którym moje wnuczki siedziały po turecku i grały w scrable po angielsku.
─ Kto wygrywa?
─ Ja mam więcej poprawnych ─ oznajmiła Marysia ─ ale już zaraz kończymy, znudziło się nam. Zagrasz babciu z nami w Monopoly? A gdzie mama?
Stanisław z Ellis Island…
Sąsiedni, nieduży pokój powinien być przygotowany na przyjazd syna Jeremiego i myśląc, że zabiorę się za to jutro, odsunęłam błękitną firankę. Okno też wymagało umycia. Otworzyłam je i przypomniał mi się dzień, w którym Jeremi po raz pierwszy przywiózł mnie do Port Jefferson i pokazał ten dom. Było upalne popołudnie, a ja opowiadałam mu historię mojej bliźniaczej siostry…Teraz nad zatoką amarantowo zachodziło słońce, ale firanka powiewała jak wtedy…
─ Widzę, że spodobało ci się tutaj.
Steffi. Uśmiechała się do mnie stojąc w drzwiach pokoiku. Mogłam się tego spodziewać, że wróci.
─ Tylko mi nie strasz dziewczynek ─ powiedziałam ostrzegawczo.
─ Właściwie to dobrze, że jesteś, bo chciałam cię o coś zapytać.
─ Tak? ─ wyraźnie ucieszyła się i usiadła na okiennym parapecie.
─ Nie spadnij ─ upomniałam ją. Jej sylwetka była krucha, jak przy naszym pierwszym spotkaniu u Jane… jasnoniebieska, prawie przezroczysta i tylko włosy miała wciąż takie same.
─ Nie bój się, umiem teraz latać. I uśmiechnęła się ponownie.
Nie wiem dlaczego łzy napłynęły mi do oczu. Najchętniej podeszłabym do niej i objęła ją, jednak obawiałam się reakcji mojej siostry. O co tu właściwie chodzi, jakie są powody jej powrotów?
Ile pamięta się z ziemskiego życia będąc w zaświatach, a co zapomina? Czułam, że chociaż bardzo chciałabym wiedzieć, nie mam prawa zgłębiać podobnych tajemnic i znów jak kiedyś miałam uczucie dreszczy podobne do spacerujących mrówek po moich plecach. Zapytałam ją jednak o coś, co już wcześniej mnie nurtowało.
─ Pamiętasz ten dzień, gdy popłynęłaś na Ellis Island wodną taxi? Widziałam cię wtedy. Czego tam szukałaś?
─ A, o to ci chodzi. Wiem, machałam przecież do ciebie kapeluszem, bo chciałam, żebyś mnie zauważyła. Co tam robiłam? Ha!
Szukałam śladów naszego dziadka!
─ Nieee? Prawie osłupiała usiadłam na kanapce, a ona mówiła dalej.
─ Spotkałam go tam u nas, opowiadałam mu, że jesteś na Long Island, a on życzył sobie abym pojechała sprawdzić, czy jego podpis na Ścianie Pamięci jeszcze widnieje, czy też zatarł się ze starości.
Powiedziała lekko ,,tam u nas”, jakby po prostu zmieniła mieszkanie, przeprowadziła się do innego miasta… Powinnam się już chyba przyzwyczaić, że każdym odwiedzinom Steffi towarzyszyć będą coraz to inne niespodzianki. Ale mrówki spacerowały mi dalej po plecach i miałam mokre ręce.
─ No i co, znalazłaś? Jest?
─ Tak, widziałam. Podpisał się Stanislaw Zawacki, bo pomyślał, że ,,dz” i tak nikt tutaj porządnie nie wymówi. Powinnaś też pojechać jeszcze raz na Ellis i zobaczyć.
─ Pojadę ─ obiecałam.
Będę musiała przyznać się Jeremiemu do ponownych wizyt ducha Steffi. Wtedy przyjął ten fakt ze zrozumieniem, ale jak będzie teraz? Najprawdopodobniej pomyśli, że to skutki mojego ostatniego wypadku. Westchnęłam głęboko.
─ Sam wyjechał do Ameryki? Czemu my nic o tym nie wiedziałyśmy? Babcia mówiła, że on nie żyje.
─ Na początku sama nie wiedziała, co się z nim stało. Zdarzenia miały miejsce pod koniec pierwszej wojny światowej. Chyba pamiętasz, że brał w niej udział, tak? Powinnaś, bo o tym babcia nam opowiadała. Została sama z naszą mamą, która była malutka.
Kiwnęłam potakująco głową, coś mi się przypominało, ale były to obrazy bardzo mgliste, a Steffi gestykulując opowiadała dalej i było widać, że odkrywanie rodzinnej historii nieźle ją wciągnęło.
─ Wojenna zawierucha zagnała go z Niemcami do Francji, a w tym czasie Amerykańcy co rusz tam lądowali. Okropnie się wszyscy w tej wojnie poniewierali. Mówił, że walczył jeszcze pod Meuse-Argonne i w tej bitwie bardzo dużo ludzi zginęło, zarówno niemieckich jak i amerykańskich, a on był ranny w ramię. Polaków było niewielu. Tego dnia wszyscy, którzy z nim zostali leżeli w okopach i wokół nich stale coś wybuchało. Wtedy - jak opowiadał mi, Stasiek się załamał. Poczuł bezsens tej całej wojny i tracił nadzieję na powrót do kraju. Czy istniała gdzieś jeszcze Polska? A może ktoś ponownie ją zagarnął…
Ty wiesz, jak on potrafi sugestywnie opowiadać? Leżał więc w tym okopie, a obok niego umierał Amerykanin. Coś mówił do dziadka, ale ten oczywiście nic nie rozumiał. Na polu inni zaczęli coś wrzeszczeć, a nasz dziadek bał się wychylić nos z okopu. Zamknął zmarłemu oczy, a potem wyciągnął mu z munduru jakąś odznakę i dokument chowając je do swoich kieszeni. Polskich papierów już dawno nie miał, bo na ostatnim postoju rozebrał się do umycia w leśnym bajorze i ktoś mu buchnął jego odzienie. No i dobrze, bo było przecież pruskie. Jakiś podkomendny dał mu wtedy kurtkę po Angliku. Dobrze, że chociaż portki miał na sobie, a w kieszeni zdjęcie babci i zegarek, który sobie zostawił na tak zwaną ,,czarną godzinę”. Chociaż to.
Tamtego dnia, gdy leżał obok zmarłego bojąc się wyjść z dołów, nagle niedaleko nich huknęło okropnie tak, że przysypało go prawie żywcem i stracił świadomość.
Słuchając historii opowiadanej tak sugestywnie przez Steffi, słyszałam odgłosy strzałów oddawanych z prymitywnych czołgów i widziałam sceny bitewne z moim dziadkiem w roli głównej. Toczyła się akcja przypominająca kadry historycznego filmu, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć, oprócz słabego: ─ no i co dalej?
A Steffi roześmiała się.─ Wyobraź sobie, że po bitwie Amerykanie, bo to oni zdobyli ten kawałek prowincji, zebrali na pobojowisku rannych i pozostałych przy życiu. Dziadka też zgarnęli. Trochę przyszedł do siebie w szpitalu polowym i ani się obejrzał, gdy go razem z innymi amerykańskimi, uszkodzonymi żolnierzami zapakowano na statek i powieziono do ojczyzny, tyle, że za ocean. W czasie całej podróży dziadek nie odzywał się ze strachu, że odkryją jego pochodzenie, oskarżą o dezercję, postawią pod ścianę lub wyrzucą za burtę rybom na pożarcie. Licho wie, co by z nim zrobili, nie? I dalej było filmowo, bo oczywiście płynęły z nimi pielęgniarki, które opatrywały w podróży ich rany czyniąc inne zabiegi dotyczące higieny osobistej, a jedna była dla naszego dziadka Staśka szczególnie troskliwa. Opowiadając o niej uśmiechał się szelmosko, nazywając ją Kryśka, a miała na imię Christine. Popatrz, jaki to zbieg okoliczności. Nasza babcia miała też na imię Krystyna…
Siedziałyśmy przez chwilę zamyślone, a potem Steffi powiedziała: ─ tak bywa w życiu. Miałam w Niemczech znajomego, którego pierwsza i czwarta żona nosiła imię – Gabriele. Roześmiałyśmy się, a wtedy z sąsiedniego pokoju dobiegło:
─ Babciu, babi!
─ Innym razem ci dokończę.─ Steffi podniosła się z okiennego parapetu. Poczułam delikatny waniliowy zapach unoszący się w powietrzu.
─ I jeszcze coś; uważaj na dziewczynki, one coś kombinują… Obróciła się w stronę słońca zachodzącego nad zatoką i już jej nie było, a ja zostałam z wrażeniem, że moja siostra naprawdę umie fruwać.
***
Wracając z butlą dla dziewczynek oraz kubkiem
kawy dla mnie i pełna skupienia, by ponownie nie zjechać po dość stromych
schodach prowadzących na piętro, myślałam o Steffi. Każde jej zjawienie
wprowadzało napięcie i niepokój w moje życie. Chwile te
wzruszały mnie, ale wcale nie byłam pewna
czy dalej chcę ją widywać. Jednocześnie w głębi duszy czułam, że nie bez powodu
tak się dzieje…Najprawdopodobniej nie wszystko z naszej rodzinnej przeszłości
zostało jeszcze wyjaśnione i myśl ta powodowała u mnie przyspieszone bicie
serca.
Wiedziałam, że ponownie nadszedł czas, by porozmawiać o tym z Jeremim.
Anna Strzelec - Okno z widokiem na Prowansję ( w pisaniu )
Pani Anno, książka nabiera niesamowitego wyrazu:) Kiedy można spodziewać się drukowanej całości? Pozdrawiam, Dorota ( Poznań )
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zanim spadnie pierwszy, jesienny liść... Również pozdro :)
UsuńInteresujący fragment, czy nowa książka będzie lekturą na lato? Po przeczytaniu Wizy do Nowego Jorku, czekam niecierpliwie i pozdrawiam Panią serdecznie. Agnieszka
OdpowiedzUsuńCieszy mnie zainteresowanie każdego czytelnika, ale na wakacje niestety będzie Pani musiała wziąć inną lekturę, może "Czarownicę" Anny Klejzerowicz? Serdeczności!
UsuńHo, ho, faktycznie się dzieje...! Lubię takie historie, czekam z utęsknieniem na dalszy ciąg! Haniu, Ty juz może chwilowo nie wojażuj tylko pisz, pisz! Czekam z utęsknieniem na "lawendową" Wizę
OdpowiedzUsuńTylko jeszcze raz Ewo, kilka dni w Sopocie, a potem murem przed komputerem i już dokończę. Miło mi, że Ci się niezmiennie podoba moje pisanie:)
Usuń