Moje motto pozostaje niezmienne: ZADOWOLENIE Z SIEBIE SAMEGO JEST POŁOWĄ NASZEGO SZCZĘŚCIA...

wtorek, 8 stycznia 2013

Akwarele i lawendy

 

  Akwarele i lawendy - to roboczy tytuł powieści o dalszych losach bohaterów moich książek: Wiza do Nowego Jorku i Okno z widokiem na Prowansję - mieszkańców Port Jefferson. 

Dziś początek i jakże aktualny fragment mojej piątej książki.

                                                                                Anna Strzelec

             *****


Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie.
Antoine de Saint- Exupéry
 
              Czy jest na świecie ktoś, kto lubi  poświąteczną atmosferę? Gdy prezenty są rozpakowane, a śliczne kolorowe papiery częściowo podarte od niecierpliwości z jaką paczki i paczuszki były otwierane leżą wokół nas? Gdy ciekawość została zaspokojona...
Widzę to, jakby było wczoraj.

Marysia i Marika siedzą na podłodze i wybierają co ładniejsze kawałki świątecznych opakowań obiecując głośno, że wszystko może się jeszcze przydać do stworzenia pięknych zakładek  książkowych. Tak właśnie mówi Marysia: - stworzenia, nie zrobienia, a ja pomagam im zwijać wstążki, pakować do kartonów kokardy i inne radosne, christmas zawieszki, które straciły swoją aktualność. Czas zwraca nam jeszcze raz uwagę na zjawisko przemijania, którego ja często do mojej świadomości próbuję nie dopuszczać.

Po kilku dniach trzeba rozebrać choinkę i odzieranie jej ze świątecznej elegancji jest dla mnie szczególnie przykre. Znów coś się kończy… Ubieraniu świątecznego drzewka towarzyszyła nadzieja, oczekiwanie na uroczysty blask świec, na pachnące miłością i radością dni. Nie zapominając oczywiście o innych zapachach, które przyfruwały do nas z kuchni. Jak Marika w świątecznej sukience, która co chwilę przybiegała nas poinformować, co jej mama wyjęła właśnie z piekarnika i, że to się wcale nie przypaliło, bo super wygląda i smacznie pachnie. Strucla z makiem i bakaliami, ale po polsku.
Manfred mówił, że Steffi w Remscheid upiekła podobną. Pamiętam. Pisała mi o tym, że ciasto pysznie się udało... Były to ich ostatnie święta Bożego Narodzenia: Steffi, Jurgena i Manfreda. No i Helene, ale żona Manfreda wtedy już nie miała miejsca w jego sercu.
Manfred przyjął moje zaproszenie i przyleciał z Niemiec dzień przed Sylwestrem tak, jak miał zaplanowane. Jeszcze nie wydarzyło się nic inaczej, niż według Manfredowego planu. Jedynie utrata Steffi…
Spotkanie z Iwoną odbyło się miło i dyskretnie. Manfred ma jednak klasę.

Jest styczniowe przedpołudnie. Rozpaliłam ogień na kominku, pokiwałam ręką wiewiórce skaczącej po naszym zaśnieżonym tarasie i skarciłam Sally, która się na nią nie wiadomo dlaczego rozszczekała, co było raczej do niej niepodobne. Czyżby psu też udzielił się nastrój podobny do tego, z jakim ja zaczęłam dzisiejszy dzień?
Popijam imbirową herbatę z czerwonego kubka, na którym zatrzymał się świąteczny renifer. Marysia pozwoliła mi przed wyjazdem, mówiąc: ─ Wiem babciu, że on ci się podoba. Możesz go używać, a wtedy pomyślisz o mnie.
Nie tylko kubek z reniferem…
Siedzę w moim bujanym fotelu i refleksyjnie kołyszę wspomnienia ostatnich tygodni, jakie przeżyliśmy razem w naszym zimowym Port Jefferson.

Pamiętacie Rachel Thompson? Kilka dni po świętach moja ciocia, którą po ujawnieniu się przy tajemniczym udziale Steffi nie zdążyłam wcale się nacieszyć - odeszła. Rachel roztaczająca ciepło i poezję, częstująca mnie gorącą czekoladą i tęskniąca za jeszcze jedną miłością w swojej jesieni życia… Rachel Thompson z notesem aforyzmów, tak bardzo podobna do mnie - odeszła o świcie. Jak w moim wierszu, który ją pewnego dnia zachwycił:
Odwołani odchodzimy
nie zdążymy kwiatów podlać
i nakarmić kota...
bez listu pożegnalnego,
maila, esemesa
odchodzimy…

Jej kot Felix został poprzedniego wieczoru nakarmiony przez Allisson, bo Rachel mówiąc, że czuje się dziwnie zmęczona i zrzucając winę na niskie ciśnienie oraz prószący za oknem mokry śnieg, postanowiła położyć się wcześniej spać…
dla mnie znicza nie zapalaj
wspomnień pachnących kadzidełko snuj
miast chryzantem pierzastych
jesienną różę mgłą otul
szronem rannym
zamyśleniem posrebrz
- w nich będę.

Podczas naszej pierwszej wizyty Allisson albo Rachel, nie pamiętam która z nich powiedziała, że Felix jest magicznym, bardzo inteligentnym kotem. Coś w tym sensie potwierdziło się o świcie, gdy pani Thompson odchodziła… Feliks śpiący na jej fotelu zeskoczył i pobiegł do sypialni Allisson zanosząc jej tę smutną wieść…
Róże w ogrodzie Racheli Thompson stoją otulone śnieżnymi etolami, a Felix nawet polubił wylegiwać się na moich kolanach. Bez większego protestu przyjął propozycję przeprowadzki do naszego domu, gdy okazało się, że Manfred cierpi na alergię.

Kilka dni po pogrzebie Racheli Thompson zima zawitała do nas na dobre, a wtedy Jacques otrzymał wiadomość z Kalifornii o nagłej chorobie swojego kolegi muzyka, również skrzypka  orkiestry, w której razem występowali. Simon grał partie solowe w jednym z utworów, które nie były synowi Jeremiego obce. Pozostało tylko wracać do San Francisco i zastąpić kolegę, gdyż odwołanie koncertu nie wchodziło w rachubę.
 I wtedy Jeremi przedstawił propozycję, którą ucieszył wszystkich. Z wyjątkiem mnie.

Zima nastraja romantycznie, a nadchodząca miała być szczególnie cudowna i przytulna: trzaskający ogień na kominku, biel za oknem, czytanie książek, spacery i zabawy na śniegu z dziewczynkami, pstykanie zdjęć do kolejnych publikacji, gorąca herbata z rumem i... mój narzeczony - Morelowy, któremu w tym roku oddam swoją rękę. Miało być baśniowo i wierzyłam w to jeszcze tydzień temu…
A co powiecie na moją propozycję, gdybyśmy tak wszyscy razem polecieli do San Francisco?
Uśmiechnięty Jeremi z satysfakcją obserwował zaskoczenie na naszych twarzach.

Ale to daleko? zastanowiła się głośno Marysia.
Autem czy samolotem chciała wiedzieć Marika.
O kermit! Jeremi mówi, że polecieli, to chyba samolot, nie?
Swojej roli starszej i mądrzejszej siostry, Marysia nie odda za żadne skarby świata.

Siedzieliśmy wtedy wszyscy przy popołudniowej kawie, gdy Jacques odebrał wiadomość o konieczności powrotu, a pomysł Jeremiego też wystrzelił zaraz po niej niczym korek spóźnionego szampana.
Allisson spojrzała ku Manfredowi i zwracając się do Jeremiego powiedziała:
Niestety, my mamy inne plany. Jedziemy na kilka dni do Meksyku, bo chcę pokazać Manfredowi, gdzie kiedyś mieszkałam z rodzicami.

Przypomniałam sobie, że taki był plan Rachel. To my mieliśmy wszyscy razem tam pojechać. I do Guadalupe też… Nie wiem dlaczego ogarnęła mnie złość na niesprawiedliwość losu, który nami kieruje, zmienia bieg naszych dróg i gdy zamiast spotkać się na ich rozstajach rozwidlają się one coraz bardziej, a nasze plany pryskają jak bańki mydlane.
Jeremi przytaknął Allisson, mówiąc, że to dobry pomył i Rachel, jeśli słyszy teraz, jest zadowolona. Marika miała ochotę coś powiedzieć, co miało być z pewnością a’propos, ale Marysia szturchnęła ją w bok i Marika zamknęła buzię razem z kawałkiem makowego ciasteczka pozostałego nam ze Świąt.

To cóż, a reszta chciałaby jechać? Zwiedzilibyśmy San Francisco, posłuchalibyśmy twojego koncertu, synu?
Ależ oczywiście tato, zapraszam serdecznie!

Jacques odgarnął swoje loki z czoła tym bardzo sexy ruchem, który z pewnością podoba się kobietom, gdy jako pierwszy skrzypek po zakończeniu koncertu stoi przed orkiestrą, kłania się i potrząsa swoją kasztanowatą grzywą. Nic dziwnego, że Iwona prawie zwariowała na jego punkcie. Próbuje tego nie okazywać, ale ja przecież znam moją córkę najlepiej.

Nie pomyślałeś o zwierzętach…

Spojrzałam na Jeremiego ze zdziwieniem i wyrzutem w głosie. Zapanowała cisza. Widziałam, że Jeremiemu zrobiło się przykro, a tego absolutnie nie chciałam i bez dłuższego namysłu głośno zadecydowałam:
Wy lecicie i bawicie się świetnie, ja zostaję.
                                            ***




14 komentarzy:

  1. Kurcze, no i polecieli na koncert, a Leonia została. Coś mi się wydaje, że ona jest za dobra...i to się może źle skończyć, ale nie będę krakać, poczekam na ciąg dalszy.
    Pani Anno, pozdrawiam!
    Agniecha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdeczności - Agnieszko! Bardzo dziękuję za miłe kibicowanie mojej twórczości:)

      Usuń
  2. A ja myślę ,że Leonia otrzyma to na co zasługuje....i jeszcze będą piękne dni w jej zyciu.....czego jej życzę z całego serca.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Vanille... trudno jest odgadnąć do czego tak naprawdę zostaliśmy stworzeni i na co zasługujemy :)
      Widziałam, założyłaś nowy portal, uzupełnisz? :) Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
    2. Dodatkowo - Vanille,
      oczekujesz ode mnie rady, jak w czasopiśmie dla kobiet, w którym kiedyś rubrykę listów i odpowiedzi prowadziła bohaterka znanych powieści Katarzyny Grocholi? :)
      Korespondencja na odległość nikomu jeszcze nie zaszkodziła... ni mężczyźnie, ni kobiecie... a jaką literacką kreatywność potrafi wzbudzić! Nie wspominając już o trenowaniu umiejętności posługiwania się językiem obcym! Życzę powodzenia i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Adrian- Avandare11 stycznia 2013 00:16

    Z przyjemnością oddałem się lekturze II części opowiadania "noworocznego", jak i fragmentu powstającej książki,na który z niecierpliwością czekałem i czekam nieustannie na więcej! Jak zawsze wciąga i czyta się z zapartym tchem.

    Serdecznie pozdrawiam!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie miłe określenie: oddać się lekturze...
    Dzięki za wierność :) zostanie nagrodzona!
    Miłego weekendu! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ho, ho - to już trylogia o Leoni ale taka ciekawa kobieta na to zasługuje a Ty zasługujesz na wszystko co najlepsze - dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj
    Miło, że kontynuujesz dzieje bohaterów :)
    Pozdrawiam cieplutko na dobry weekend ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, dziękuję - także w imieniu moich bohaterów:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ..jak ja nie lubię fragmentów..Zawsze trzeba zbyt długo czekać na c.d.n .O.K. ..uzbrajam sie w cierpliwość..
    Miłych chwil przy tworzeniu.
    Danka

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zwyczajem Danusiu - nie dziękuję, ale zastrzec muszę, że tym razem przerwa będzie dłuższa i bolesna, gdyż rodzi się coś innego i... prawie nowego:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Popatrz a ja dopiero to na spokojnie przeczytałam,ach jak to życie pędzi wybacz, czekam na więcej jak zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie szkodzi, jak zwykle cieszę się, że znalazłaś czas dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń

DYSTRYBUCJA:

Moje książki można zamawiać mailowo pod adresem:
strzelec-anna@wp.pl

oraz: www.e-bookowo.pl - wersje ebooka i papierowe.

Łączna liczba wyświetleń

Popularne posty


Popularne posty

Popularne posty