Z rodzinnego archiwum...
Post, który udostępniam, został napisany prawie dwa lata temu, lecz nic nie stracił na swojej aktualności i niech będzie moim postscriptum do refleksji
o książce Anny Klejzerowicz "LIST Z POWSTANIA".
( Wiosna 1944 przed powstaniem, " Lilka" pierwsza z prawej )
Chciałam zamieścić przed 1 sierpnia, ale Agnieszka ( lat 13 ) była na szkolnej wycieczce w Grecji i wiadomości z tak zwanej " pierwszej ręki" dostałam dopiero wczoraj. Poza tym, myślę, że pamięć o bohaterach, którzy żyli wśród nas jest głęboka i towarzyszy nam nie tylko w dniu rocznic.
Poniżej cytuję obszerne fragmenty jej ubiegłorocznego wypracowania
pt. Co wiem o Powstaniu Warszawskim.
" Na temat okupacji i przebiegu Drugiej Wojny Światowej z podręczników i lekcji historii wiem niewiele, ponieważ nie przedstawiają one pełnego obrazu obrazu zdarzeń, nie przekazują emocji towarzyszacych bohaterom narodowym podczas walk w obronie ojczyzny co w bardzo dużym stopniu wpływa na zapamiętywanie i kojarzenie wojennych faktów. " Suche" informacje z lekcji nie trafiają tak głęboko do psychiki ludzi, jak przekaz filmów historycznych bądź opowiadań i wspomnień walczących. Opisy zdarzeń wojennych i przebiegu samego Powstania Warszawskiego utkwiły mi głęboko w pamięci ze wspomnień mojej babci Leokadii.
Ten okres jest mi szczególnie bliski, gdyż moja babcia pseudonim " Lilka" uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim należąc do batalionu Saperów Praskich pod przewodnictwem kpt.sap. Józefa Pszennego psedonim " Chwacki". Drugą osobą w naszej rodzinie był wujek więziony i przetrzymywany w obozach nazistowskich na terenie naszego kraju. Jego historia wiąże się z historią babci - jego siostry.
Pierwszy dzień Powstania babcia wspominała entuzjastycznie, gdyż wśród ludzi szykujacych sie do walki panowało duże podniecenie, a zarazem niepokój związany z oczekiwaniem na sygnał do rozpoczęcia walki. Również radość, bo zbliżał się czas wyzwolenia Warszawy i oczekiwanej wolności.
" Lilka " opuściła dom w półbutach, długich skarpetkach, spódniczce i cieniutkiej bluzeczce z narzuconym letnim paltem. Gdy nadeszły chłodne noce nie narzekała ani na chłód, ani dokuczający coraz bardziej głód. Jako łączniczka dostarczała koniecznych informacji wyznaczonym przez dowódców osobom, a spoza W-wy przemycała broń dla walczacych. W czasie okupacji udało jej się dostać do pracy w hurtowni farmacutycznej Klawego i mieć mozliwość " organizowania " leków i witamin dla Polaków - krewnych, znajomych i wszystkich, którzy jej pomocy potrzebowali.Wykazała bohaterstwo pomagając przeżyć swojemu bratu, który był lekarzem uwięzionym najpierw na Pawiaku, a potem w Oświęcimiu i Mathausen. W paczkach, które można było wysyłać rodzinie dozwolony był chleb i cebula. Babcia Lilka piekąc sama chleb, ukrywała w nim rozkruszone witaminy, lekarstwa w tabletkach i w ten sposób powstawał " leczniczy chleb" jak go więźniowie nazywali. Na Święta B.Narodzenia były posyłane paczki zawierajace opłatek, gałązkę świerku i chałkę drożdżową słodką, która była niewątpliwym rarytasem. Z tego okresu okupacji zachowały się w mojej rodzinie dwa listy, których kopie załączę. Obóz, w którym przebywał wujek został wyzwolony przez Amerykanów, a on sam wyemigrował do Francji, osiedlił się w Paryżu, gdzie założył rodzinę i pracując w zawodzie lekarskim, nigdy o swojej siostrze Lilce i jej rodzinie nie zapomniał, pomagając jej materialnie w trudnych, powojennych czasach.
Inne, pełne emocji i zapierające dech w piersiach było wydarzenie z życia mojej Babci. Mianowicie, pewnego ranka idąc do pracy znalazła się w łapance. Opowiadała później swoim dzieciom, że więziona razem z innymi ciężarówką poza Warszawę, przemyślała całe swoje życie. Gdy samochody zatrzymały się, w dalszą drogę musieli wszyscy udać się pieszo. Teren, na którym zostali wysadzeni były to tzw. " Płuca W-wy" czyli Puszcza Kampinowska. Całą grupą szli polną drogą wzdłuż której rozciągały się pola uprawne. Była już godzina popołudniowa i na polu kobiety zbierały ziemniaki. Babcia korzystając z chwilowej nieuwagi hitlerowców, zrobiła parę kroków w bok i zaczęła pracować razem z kobietami z pola. Niezauważona widziała kątem oka oddalającą się grupę z łapanki. Długo potem nie mogła przyjść do siebie i uwierzyć w swoją zimną krew i to, że uniknęła niechybnej śmierci. Nieustraszoną osobowość mojej Babci potwierdza jeszcze jedno wydarzenie. Zdobycie jakiegoś miejsca pracy w czasie okupacji było bardzo cenne. Leokadia, chcąc pomóc znajomym wzięła ich " kenkarty" do zaprzyjaźnionego pracodawcy, aby im też wystawił zaświadczenie o pracę. Po drodze natknęła się na kontrolę policji niemieckiej, która zażądała od niej kenkarty. Babcia zamarła, bo przypomniała sobie, że w roztargnieniu włożyła do kieszeni wszystkie trzy kenkarty, swoją i dwóch kolegów. Opowiadała później, że jej ręką w tym momencie musiała kierować opatrzność Boża, bo wyjęła po omacku jedną, swoją kartę...
Dalsze losy obrończyni W - wy, to ukrywanie się i niepewność. Po zakończeniu II wojny Światowej uciekła przed oficerami NK WD z obawy przed aresztowaniem do Wrocławia. Tam poznała mojego dziadka, Stefana, który wrócił z przymusowych robót z Niemiec i pracował razem z nią w fabryce drewna, a potem studiował weterynarię i został lekarzem zwierząt. Moi dziadkowie pobrali się w 1951 roku. O swojej przynależności do Armii Krajowej Babcia nie mogła nikomu szepnąć ani słówka z powodu panującego w naszym kraju historycznego zakłamania. Kiedy nastał rok 1970 mogła ujawnić swoją przeszłość w AK, ponieważ zmieniły się rządy w Polsce. Kilka lat później prezes Rady Ministrów Henryk Jabłoński nadał Leokadii Krzyż Powstańczy i stopień Porucznika Armii Krajowej. W 2004 roku nadszedł długo oczekiwany przez wszystkich powstańców moment otwarcia Muzeum Powstania Warszawskiego, które jest ukoronowaniem ważności czynów powstańców W-wy i pokazuje wielkie ich znaczenie dla Polski. Od tego czasu " Lilka " jeździła dwa razy do roku na powstańcze uroczystości, a ja razem z nią i cieszyłam się, widząc jej zaangażowanie i radość ze spotkania z innymi kolegami i koleżankami z tamtych lat. Moi dziadkowie już od kilku lat nie żyją. " Lilka " zmarła w 2007 roku i została pochowana w 63 rocznicę Powstania Warszawskiego, ze wszystkimi jej przysługującymi honorami. "
PS. Tyle wspomnień ze strony ich wnuczki, Agnieszki K. Od siebie mogę dodać, że Leokadia i Stefan byli wspaniałymi ludźmi. Wychowali i wykształcili czworo dzieci, mądrzy życiowym doświadczeniem, oddani dla swoich wnuków i prawnuków, uczynni dla ludzi i zwierząt. Kochałam ich oboje, należeli do mojej rodziny i dzisiejszy post Ich pamięci poświęcam.
Anna
Strzelec
.........................
.........................
Domyślam się Haniu, że to Twoja wnuczka pisze o swojej Babci (Prababci?)ze strony taty.Jak to pięknie, ze wspomnienia są z takim pietyzmem przechowywane z pokolenia na pokolenie. Najlepsza historia to ta, opowiedziana w domu rodzinnym. Niestety moja cała rodzina to "pyrlandia" więc najlepuiej znam Powstanie Wielkopolskie, o któym jakoś niewiele się mówi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki Ewo, że przyjęłaś "wezwanie" wspomnień. Już wyjaśniam, to nie moja wnuczka napisała wspomnienia, lecz córka mojego kuzyna, a wymieniony Stefan, dr weterynarz był najmłodszym bratem mojej mamy ( moim wujkiem ). Ciocia Lilka, rodowitą Warszawianką :)
Usuń... a Powstanie Wielkopolskie, to jedyne, które zakończyło się zwycięstwem - tez jestem z "pyrlandii". Pozdrawiam - Ewa Cz.
UsuńTeż jestem Ewo Cz. :) a mój dziadek brał w nim udział... Serdeczności!
UsuńHania
Witaj
OdpowiedzUsuńPowinno się zapisywać w pamięci i nie tylko, ważne rodzinne zdarzenia, te sprzed lat zwłaszcza, Dla potomnych istotne.
Miłego weekendu :)
Dzięki Morgano, weekend miło-pracowity. Pomyślnego tygodnia życzę!
UsuńWspomnienia to niezwykle cenny skarb. Warto je pielęgnować. Powinno się pamiętać. Przez szacunek dla innych i dla własnego pożytku... Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńTakie skarby należy przechowywać głęboko w szufladzie pamięci...
UsuńWitam Cię Nati w gronie obserwatorów i pozdrawiam:)