Weekend przed nami, a więc może coś do poczytania?
Po Wizie do Nowego Jorku i Oknie z widokiem na Prowansję ~ zanim ukaże się ostatnia z mojego trio, którą zatytułowałam:
~ Akwarele i lawendy ~
No cóż, c'est la vie ...
Dziwne są ścieżki
szczęścia. Niektórzy potrafią zbudować swoje szczęście niemal z niczego, ocalić
i rozdmuchać nawet najbardziej nikłą iskrę, choć wiatr i deszcz.
Hanna Kowalewska
„Droga Mamo! ─ pisała Cecilie.
Wiem, że czekasz na konkretną i
w miarę wyczerpującą relację ode mnie, więc postaram się jak tylko umiem najlepiej
przekazać Ci moje wrażenia, jakie odnoszę po półrocznym już pobycie na tym kontynencie, prawie w samym środku Afryki. Muszę
napisać Ci, że to piękny kraj, ale aby poznać Afrykanina, nie wystarczy wraz z
nim słuchać rytmicznej muzyki
bębnów, podziwiać kolorowe stroje, podglądać dziką przyrodę na safari i
zachwycać się pięknem zachodów słońca...Nie wystarczy!Europejczyk i Afrykanin mają zupełnie inne pojęcie czasu, świata, sensu życia, pracy, a nawet miłości, polityki i wojny. I cóż tu począć? Musimy poznawać tę inną kulturę, szukać wspólnego języka z nimi i nabierać też szacunku do tego co inne… A nie jest to wcale łatwe, o nie!”
─ Ależ się rozpisała dziewczyna. Caroline zaglądnęła przez ramię Charlotty.
─ Może chciałabyś głośno przeczytać?
─ Oczywiście, chętnie.
─ Zrobię kawę, a może wolisz herbatę?
─ Poproszę herbatę, bo czuję, że mi tu zaraz ciśnienie podskoczy ─ stwierdziła Charlotte uśmiechając się. ─ Trzy maczkiem zapisane kartki!
Siedziały w jej przytulnej kuchni, która coraz częściej była miejscem ich
rozmów i ploteczek. Po chwili zapachniało aromatyczną herbatą, a Charlotte
kontynuowała czytanie afrykańskich wiadomości.
„Przypominasz sobie mamo, że
przed wyjazdem wyszukiwałam
wszędzie informacji na temat „Afryki w miniaturze”? Zrobiłam co w mojej mocy, by
poznać Kamerun jeszcze przed przyjazdem. Oczywiście, realia okazały się
odbiegać od moich wyobrażeń.Wielu ludzi przybyło do Afryki i zamieszkało tutaj na stałe. I jak wielu nas jest - mamy swoje spojrzenie na wszystko co znajduje się wokół nas. Biali ludzie przyjeżdżają do Afryki, bo są przekonani, że Afrykanina wszystkiego trzeba nauczyć, że Afryka jest bez kultury, religii itp... Na początku pobytu wydaje się nam, że prawie wszystko wiemy, że tak wiele możemy dać! Z czasem otwierają się nam oczy i coraz częściej milczymy.
Jest nas tutaj pięć dziewczyn, jedna siostra zakonna i należymy do Wspólnoty Sióstr Pallotynek. Mamo, wiem, że jesteś ciekawa co robię, więc właśnie chcę się z Tobą trochę podzielić moim życiem i pracą tutaj, w tropikalnym lesie, między Plemionami Baka, Fank, Njem oraz Pigmejami.
O Kamerunie mówi się, że jest wizytówką wszelkich afrykańskich klimatów. I jest to prawda : pustynia, sawanna, busz, tropikalna dżungla i piękne wybrzeże Zatoki Gwinejskiej.
W tym rozległym kraju żyje ponad 230 plemion, które mówią swoimi językami i jest to powodem różnorodnej tradycji, która zmienia się w zależności od plemienia, więc trudno pisać o tradycjach kraju, a urzędowym językiem jest francuski i angielski.
Pamiętasz, jak przed wyjazdem
pytałaś mnie dlaczego chcę tu jechać? Tak daleko, upał, węże, skorpiony i miliony
mrówek, a do kompletu tych plag dodać trzeba malarię...Mogę Ci teraz
powiedzieć, że to zgromadzenie mnie wysyłało, ale ja od zawsze chciałam
pojechać do Afryki, a jeśli się bardzo chce, to ziemia i niebo sprzyjają
człowiekowi, a Pan Bóg wysłuchuje. Zdziwiłaś się, czytając? Tak właśnie teraz
myślę… Każdy z nas przynajmniej raz w życiu postawił sobie pytanie: co jest
najważniejsze w życiu? Ja chciałabym jak najpożyteczniej wykorzystać czas,
który mi dało przeznaczenie...Pojechałam w tę stronę świata, aby nauczyć się czegoś od ludzi,
których spotkam, by móc później podzielić się tym co wiem, i co mam. Może
napiszę kiedyś o tym książkę?
Południowa i wschodnia cześć kraju to lasy
tropikalne i tutaj właśnie żyje i pracuje jedna ze Wspólnot Sióstr Pallotynek. Wschód jest
jedną z najbiedniejszych, zaniedbanych części Kamerunu. Połączenia między
miastami i wioskami są niedogodne, po prostu brakuje dobrych dróg. Mając dobry
samochód terenowy istnieje prawdopodobieństwo, że człowiek penetrując dżunglę w
porze deszczowej czy też suchej, szczęśliwie dotrze do celu...
Jesteśmy
prawie na równiku czyli dzień i noc mają po 12godz. Słońce wstaje około 6 a
zachodzi o 18. Mamy cztery pory roku czyli tak jak w Polsce, ale tylko liczba 4
nas łączy...duża pora deszczowa trwająca od sierpnia do października, duża pora
sucha trwająca od listopada do stycznia. Potem dla odmiany mała pora deszczowa od
lutego do kwietnia oraz mała pora sucha od maja do lipca. Nie ma wielkiego
wyboru : deszcz lub susza. Błoto koloru cegły po kostki w porze deszczowej i
tumany kurzu w porze suchej. Aktualnie zawitała do nas pora deszczowa.
W tym tropikalnym lesie
zwierząt „jak na lekarstwo”; specjaliści od ochrony środowiska biją na alarm z
powodu katastrofalnego przerzedzania dżungli, ale tylko bija... a las jest
wycinany i ogromne drzewa każdego dnia są wywożone do portu w Douala. W naszych
stronach żyje plemię Baka- Pigmeje czyli ludzie lasu. Jak długo będą ludźmi
lasu?
Mam nadzieję mamo, że Cię nie
zanudzam. Zaraz napiszę coś weselszego. Spodziewałam się biedy i nędzy na każdym kroku, a tymczasem… Tu jest
zupełnie inaczej. I bynajmniej nie mam na myśli majętności mieszkańców, a
raczej bogactwo ich mentalności. Być może Doume nie przypomina 5th Avenue w
Nowym Jorku, ale nie jest także slumsem Rio de Janeiro. Faktem jest, że ludzie
mieszkają w bardzo skromnych warunkach, ale często jest to ich wybór. Od
pokoleń mieszkali w „skleconych” chatkach i cywilizacja w europejskim
znaczeniu, nie wmówi im, że bieżąca
woda w domu powinna być standardem. Budynki misyjne, zdecydowanie odróżniają
się od pozostałych. Są jakby bardziej „nasze”, niż tutejsze. Kameruńczycy
widzą, że można żyć wygodniej, ale im odpowiada aktualny stan ich domów. Żyją w
tych chatkach, dopóki te się nie rozpadną, bo jakoś nie mają czasu myśleć o
remontach. Najwięcej uwagi poświęcają relacjom z innymi. Wolne chwile (czyli
prawie całe dnie) przeznaczają na rozmowy z sąsiadami, rozmowy o sąsiadach,
odwiedzanie sąsiadów albo przyjmowanie sąsiadów. Monotonne? Nie bardzo, bo
sąsiadów jest bardzo wielu! Bez obrazy, ale nastawiłam się na kompletne
zacofanie mentalne. Obstawiałam co najwyżej
XIX wiek we wszechogarniającym buszu. A tu wszędzie są drogi, już coraz
częściej asfaltowe i każdy ma komórkę, a w domu nie ma prądu. Kobiety chodzą w
szpilkach chociaż tu nie ma chodników, a w mieście można kupić wszystko, tylko
trzeba mieć cierpliwość do sprzedawcy zajętego popołudniową sjestą.
Mamo, nie będę ukrywać… misja katolicka nie była moim marzeniem. Miałam o
niej mylne przekonanie. Wydawało mi się, że nawracanie ludzi na wiarę, to
podstawa jej istnienia. Tymczasem, misja opiera się na nauce i dbaniu o
zdrowie. I oba te cele, wbrew pozorom, są spełniane bardziej po europejsku, niż
afrykańsku. Przedszkolaki dorastają w „królestwie” siostry Fabiany. Mają piękny
ogród z karuzelami, huśtawkami i drabinkami, salę zabaw z mnóstwem maskotek,
przestronną jadalnię i każda grupa wiekowa ma swoją salę z kolorowymi
tablicami. W szkole, w którą siostra Judyta wkłada całe swoje serce, każdy ma
zeszyty, książki i kredki. Dzieci siedzą w ławkach, mają na sobie identyczne
mundurki i tak jak w przedszkolu dostają obiad trzy razy w tygodniu. Dzieciom takie dbanie o ich rozwój
bardzo odpowiada. W ośrodku zdrowia nie byłam, ale ponieważ mieszkam z siostrą Mariettą, jestem
przekonana, że tam każdy pacjent ma swoje łóżko i dostaje leki, jak w normalnym
szpitalu. Tak więc wiele rzeczy pozytywnie mnie tu zaskoczyło.
Są też sytuacje, w których wciąż czuję się dziwnie. Na przykład, gdy idę
do szkoły, mijam pewną budowę, gdzie pracuje dwudziestu, może trzydziestu
budowniczych, cieśli itd. Gdy tamtędy przechodzę, wszyscy przestają pracować i
po kolei krzyczą: „Oliwia!” Rozumiem, że zwracają na mnie uwagę, w końcu
białych nie spotyka się tu na każdym kroku, ale dlaczego mówią na mnie Oliwia?
Jest to dla mnie niepojęte. Przywykłam już do tego, że dzieci na mój widok
mówią „blanche”. Zdziwiło mnie jednak, kiedy niedawno pewna dziewczynka z
przedszkola, z którą znam się z imienia, na mój widok spokojnie powiedziała „tu
es trop blanche!”, co znaczy „jesteś zbyt biała!” Zbyt biała?! Miałam ochotę
jej odpowiedzieć, że jej karnacja też rzuca się w oczy. Ale tutaj to nie byłaby
prawda. Fakt, jestem zbyt biała i teraz nawet mnie to cieszy. Nie mam pamięci
do twarzy, a tutaj każdy się ze mną wita, więc nie boję się, że przejdę obok
jakiegoś znajomego i go nie zauważę. On zauważy mnie na pewno. Kończę już Mamo,
nie martw się o mnie! To ja raczej powinnam o Ciebie… Twoje nagranie dostałam.
Jak przykro mi z tego powodu, ale nie martw się już, widocznie tak miało być. Czekam
na wiadomość od Ciebie, całuję mocno i przytulam – Twoja Cecilie
PS. Mamo! Jak napisał Bernard Shaw: „miłość upiększa każde romantyczne przeżycie i usprawiedliwia każde szaleństwo.” Pamiętaj tylko to, co było piękne!
Caroline uśmiechała się
do ostatnich słów napisanych przez Cecilie. Charlotte skończyła czytanie i przez
dłuższą chwilę patrzyła na kartki listu i kolorową kopertę, a potem
powiedziała:
─ A może powinnam
pojechać do niej? Przecież ona tam nikogo nie ma…
─ Jeden pomysł za drugim!
Nie nadążę za tobą!
Słuchała
przyjaciółki z niedowierzaniem i pukając się w czoło wyrażała znanym gestem absolutną
dezaprobatę dla jej słów. ─ I co tam chciałabyś robić?
─ Nie wiem. Tak mi przyszło
do głowy… Może mogłabym pomóc w tej szkole, albo namalować serię obrazów z
dżungli… i namówiłabym Cecilie do powrotu.
─ Listownie też możesz ją
namawiać, a w Italii szkicować.
I Caroline mówiła dalej z
dłużej nieukrywaną irytacją:
─ Czy my dla ciebie nic
nie znaczymy? Ja, Alain i nasze plany? Zapomniałaś o Wenecji?
─ Pardon[1].
─ Charlotte westchnęła i złożywszy list córki schowała go do torebki. Wstała i
obchodząc stół dookoła podeszła do Caroline i objęła ją.
─ Wybacz mi, szalonej i
niewdzięcznej. Oczywiście, że jesteś dla mnie ważna. Zapomnij proszę moje
pomysły. Pojedziemy do Italii i będziemy się dobrze bawić.
─ A Alain?
─ Nie pytaj, nie wiem
jeszcze, nic nie wiem. Wczoraj wieczorem byliśmy na spacerze. Szliśmy bulwarem,
czytał swoje poezje, chciał mnie pocałować…
─ O, nie wiedziałam, że
coś pisze?
─ Nie chcąc sprawić mu
przykrości pochwaliłam, ale nie zachwyciło mnie. Ani jego wiersze, ni
zachowanie. Nie wiem, co mam z tym fantem zrobić?
─ Nic. Zacząć pakować
neseser do Wenecji!
***
Po wyjściu Charlotte,
telepatycznym zrządzeniem losu zadzwonił Alain i Caroline dała upust swojemu
rozdrażnieniu.
─ Mógłbyś być bardziej
cierpliwy? Jak tak dalej pójdzie, to ona nam do Kamerunu poleci!
─ Zwariowałaś?
─ Ja? A ty na głodzie
jesteś?
─ Nie bądź wulgarna.
Zakochałem się w niej...
─ To opamiętaj się
trochę. Ona jeszcze nie jest gotowa.
[1]
Przepraszam (franc.)
***
Pocztówka z Wenecji…
─ Miałam nadzieję, że już
jesteś gotowa, a ty co robisz?
PS. W książce, dzięki uprzejmości s.Judyty http://lavieestbelleijatez.blogspot.com/ i jej zgodzie na publikację, wykorzystałam wiadomości dotyczące pracy Polskiej Misji w Kamerunie.
PS 2. Drodzy czytelnicy! Wybaczcie różnice czcionki, ale kopiowanie na bloggerze z już sformatowanej książki nie jest takie proste. Summa summarum - to przekazywana Wam treść jest najważniejsza, prawda?
Słonecznej, pachnącej niedzieli wszystkim, do mnie tu zaglądającym życzę.
***
Nie warto porównywać swojego życia z innymi. Nie mamy
żadnego prawa, aby wiedzieć czym jest podróż życia dla tych, co żyją wokół nas…
Pocztówka z Wenecji…
Caroline weszła do
pokoju, którą dzieliły z Charlotte. ─ Wracam od Alaina, już czeka na nas w
holu, przecież planowaliśmy wspólne wyjście do miasta?
Charlotte siedziała przy
biurku. Miała przed sobą kartki papieru listowego z ryciną przedstawiającą szyld
hotelu Astoria i widokówkę z Placem św. Marka, którą kupiła podczas
wczorajszego spaceru.
─ Jesteś specjalistką od
robienia niespodzianek, naprawdę! A może poszlibyście sami? Właśnie miałam
zamiar napisać kilka słów do Cecilie, a później poszukać poczty. Widząc
skrzywioną minę przyjaciółki, uśmiechnęła się: ─ nie wiem, jak długo pójdzie
korespondencja do Kamerunu. Może zdążymy wrócić do domu, a wiadomość ciągle
będzie w drodze?
Caroline była
niezadowolona, ale widziała, że Charlotte nie ustąpi.
─ Długo będziesz pisać?
Może poczekamy na ciebie w kawiarni pod filarami?
─ Daj mi godzinkę.
Chciałabym się jeszcze wykąpać, przebrać i spędzimy razem wieczór, dobrze?
─ Ok, ale streszczaj się,
tak? Alain też czeka...
Charlotte westchnęła.
Ostatnio przestała lubić komenderowanie przyjaciółki, a tym bardziej narzucające
się zachowanie Alaina. Wszystko wskazywało na to, że z wyjazdem do Wenecji
wiązał wiele nadziei dotyczących zbliżenia się z do niej. Żaden mężczyzna,
którego znała w swoim życiu nie był natarczywy, jak on i podczas dzisiejszego
wieczoru postanowiła jasno określić mu granice ich znajomości. Najpierw jednak
list do córki…
Moja
kochana Cecilie!
Swoim długim listem sprawiłaś mi olbrzymią radość! Bardzo Ci dziękuję!
Przyznam, że jego fragmenty trochę mnie uspokoiły, ale niezależnie od tego zrodził
się w mojej głowie pewien pomysł. Ten jednak wyjawię Ci pod koniec pisania.
Jak widzisz, wybrałam się z parą znajomych do Wenecji. Pamiętasz
Caroline, prawda? Jest też z nami wspólny znajomy, Alain. Miałam nadzieję na
nową, ciekawą znajomość, ale niestety rozczarowałam się. Jego zachowanie
rozwiało moje złudzenia i nie jest to mężczyzna warty mojego dłuższego opisu.
Jesteśmy w tym pięknym mieście od trzech dni, mieszkamy w korzystnie usytuowanym
miejscu, bo zaledwie tylko kilkadziesiąt metrów, dosłownie za rogiem wąskiej
uliczki, dzieli nas od Placu św. Marka. Co prawda hotel oznaczony jest tylko
dwoma gwiazdkami i nocleg w nim nie przewiduje śniadania, tym samym nie jest
zbyt drogi, lecz schludny. Restauracja w nim też sympatyczna, nie wspominając
już o wylewności Włochów.
Oczywiście największą atrakcją jest Plac św. Marka, bazylika również jego
imienia, oraz Palazzo Ducale czyli słynny Pałac Dożów. Przedwczoraj
poświęciliśmy mu czas i zwiedziliśmy pomieszczenia pałacowe. Obecnie w gmachu
znajduje się muzeum Museo dell'Opera, ale najpiękniejszy jest widok zewnętrzny.
Trzykondygnacyjna budowla z renesansowym dziedzińcem i arkadowymi loggiami.
Cudowne i przechadzając się tam czułabym się jak renesansowa dama.
Niedaleko jest słynna
promenada Riva degli
Schiavoni, a przy niej znajduje się port i główna przystań gondoli. Wczoraj
popłynęliśmy jedną z nic przez kanał La Grande, ale przyznać muszę, że nie dla
mnie byłoby zamieszkanie w Wenecji ze względu na panującą tam dużą wilgotność
powietrza. Podobno, zależnie od pór roku miasto jest stale podtapiane, a tynki
fasad domów stojących wzdłuż kanałów są bardzo zniszczone. Miasto, jakich wiele
na świecie; posiada dużo wspaniałych zabytków i… turystów, którzy przyjeżdżają,
by zwiedzać, podziwiać i to wszystko.
Na koniec córeczko, napiszę Ci o moim pomyśle. Chciałabym przyjechać do
Ciebie… Zobaczyć, jak tam, w Afryce naprawdę jest. Oczywiście wierzę w to, o
czym pisałaś, ale bardzo też tęsknię za Tobą! Po powrocie z Wenecji zorientuję
się, jaka jest możliwość przyjazdu do Was. Może uda mi się sprzedać kilka moich
obrazów, to zysk z nich przekażemy na Waszą misję, dobrze? Mam też trochę
oszczędności, które mogą służyć Waszej sprawie i mieszkańcom Kamerunu. Całuję Cię mocno i przytulam -
mama
Jeszcze
pocztówka, ale to już później. I tak dziś nie znajdzie poczty. Zostawiła
pisanie na stole i poszła przygotować kąpiel, bo czas płynął. Obiecała przecież
Caroline przyjść za godzinę.
Leżąc we wannie,
zamyśliła się… W ostatnich dniach często wspominała Jacquesa. Od dnia ich rozstania
nie otrzymała żadnej wiadomości. O terminach jego koncertów czytała w prasie.
Czy koncertował już we Włoszech, a może w Wenecji? Marzyła, że spacerują tutaj
razem wąskimi uliczkami, a w najstarszej z pięknym, nastrojowym wnętrzem Caffe
Florian pod arkadami, delektują się jedząc lody i prawdziwe, włoskie tiramisu.
Może poszliby też do teatru La Fenice… Z Jacquesem wszystko byłoby inaczej. Wyobrażała
go sobie ponownie na scenie, słyszała jego muzykę i te wspomnienia bolały niczym
dotyk niezabliźnionej dotąd rany.
Dlatego najlepszym
wyjściem będzie wyjazd do Cecilie! Tak postanowiła i o powziętej decyzji nie
powie nikomu, Caroline też nie! Kolejne dni z pewnością przyniosą wiele
nowości. Może jeszcze namaluje jakiś obraz, którego nikt nie zobaczy, bo
Charlotte opuści Europę. Wczoraj na placu zrobiła kilka szkiców, które
Caroline pochwaliła, że są wspaniałe, gdy Alain patrzył dziwnie zazdrośnie.
Woda we wannie stygła,
ale kąpiel doskonale wpłynęła na poprawę jej nastroju. Jeszcze parę minut... Powinna
wstać, ubrać się i pójść na spotkanie z nimi, bo przecież czekają.
Nie usłyszała odgłosu
otwieranych drzwi i kroków wchodzących do pokoju…
***
PS. W książce, dzięki uprzejmości s.Judyty http://lavieestbelleijatez.blogspot.com/ i jej zgodzie na publikację, wykorzystałam wiadomości dotyczące pracy Polskiej Misji w Kamerunie.
PS 2. Drodzy czytelnicy! Wybaczcie różnice czcionki, ale kopiowanie na bloggerze z już sformatowanej książki nie jest takie proste. Summa summarum - to przekazywana Wam treść jest najważniejsza, prawda?
Słonecznej, pachnącej niedzieli wszystkim, do mnie tu zaglądającym życzę.
Anna Strzelec
...............................................
...............................................
hoho! tego się nie spodziewalam, ze akcja wykroczy znów poza ...Europę! Ale to dobrze, dzięki niby romantycznej powieści poznać mozemy afrykański kawalek lądu, tamtejsze zwyczaje itd. co znacząco podnosi jej wartość! Cieszę się na to odkrywanie zakątków Ziemi, a także - zakątków duszy bohaterów...i trzymam kciuki za pomyślność ich losów...Haniu, trzymasz w niepewności...:)
OdpowiedzUsuńChyba tak powinnam Ewo, choć sama nie mogę doczekać się już tych narodzin :)
UsuńPięknie, prawie egzotycznie Pani Anno :) Czekamy, czekamy i pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńAgniecha.
Bardzo się cieszę, bo z przyjemnością czyta się Twoje książki, przy okazji rozwijając swoją wiedzę geograficzną, ale nie tylko dlatego!
OdpowiedzUsuńD.Ł.
Droga D.Ł. poznaję Twoje inicjały i jeszcze raz dziękuję za wierność mojemu tworzeniu. <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam,zamyśliłam sie....Jak bardzo nieodgadnione są ludzkie losy..Nikt nie wie,co dalej...Gdzie nas rzuci przeznaczenie,bo podobno mamy to zapisane w karmie..Podobno.A w powieści? Tylko autor wie...My czytelnicy,dowiadujem się o tym na końcu...Czekam na c.d. Twoich opowieści.Pozdrawiam serdecznie. Danka
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana Jane! :) W mojej powieści jak w życiu, wierz mi, wszystko możliwe... nawet odnośnie odwiedzin z zaświatów, znajomy ksiądz przyznał, że są możliwe...
OdpowiedzUsuńMyślę, że zakończenie mojego trio przyjmiecie z... no właśnie nie wiem... Serdeczności do NY! :)