Moje motto pozostaje niezmienne: ZADOWOLENIE Z SIEBIE SAMEGO JEST POŁOWĄ NASZEGO SZCZĘŚCIA...

środa, 20 czerwca 2012

FRAGMENT...

Przyznam szczerze, temat jest, lecz czasu brak na rozwinięcie go, więc dziś zamiast postu jeszcze jeden fragment mojej czwartej powieści;
Okno z widokiem na Prowansję.
Zapraszam :)                      
Znam kilka osób, które nim ucieszę.
                                                   
                                                   ***  

Zawołałam Sally, która siedziała w swoim koszyku na tarasie. Dni były jeszcze ciepłe, choć wiele wskazywało na to, że natura powoli przygotowuje się do zimy. Na platanie, który rósł po sąsiedzku w ogrodzie graniczącym z naszą posesją widziałam skaczące dwie wiewiórki, chowające się co chwilę w dobrze widocznej dziupli. Wyraźnie robiły już zapasy na zimę. Ciekawe, gdzie podział się kardynał? Czy zimą powinno dokarmiać się ptaki tak, jak w Polsce? Muszę zapytać Jeremiego, bo właśnie stwierdziłam, że niewiele wiem o panujących tu amerykańskich zwyczajach. Tu, to znaczy nowojorskich, bo w każdym stanie podobno życie wygląda trochę inaczej. Legowisko Sally zabieraliśmy na noc do domu i stawiałam je w pobliżu kominka, ale ona bardziej lubiła spać w naszej sypialni lub u dziewczynek, szczególnie na dywaniku przed łóżkiem po stronie Mariki, którą sobie upodobała. Poszłam z psem na górę i uchyliłam drzwi do większego pokoju, który od dwóch tygodni stał się gościnnym:
 Co u was słychać?
Sally przecisnęła się obok mnie i wskoczyła na szerokie łóżko, na którym moje wnuczki siedziały po turecku i grały w scrable po angielsku.
─ Kto wygrywa?
─ Ja mam więcej poprawnych ─ oznajmiła Marysia ─ ale już zaraz kończymy, znudziło się nam. Zagrasz babciu z nami w Monopoly? A gdzie mama?
─ Pojechała z wujkiem do marketu. Pobawcie się trochę z Sally, dobrze? Wrócę za chwilkę.

Stanisław z Ellis Island…

Sąsiedni, nieduży pokój powinien być przygotowany na przyjazd syna Jeremiego i myśląc, że zabiorę się za to jutro, odsunęłam błękitną firankę. Okno też wymagało umycia. Otworzyłam je i przypomniał mi się dzień, w którym Jeremi po raz pierwszy przywiózł mnie do Port Jefferson i pokazał ten dom. Było upalne popołudnie, a ja opowiadałam mu historię mojej bliźniaczej siostry…Teraz nad zatoką amarantowo zachodziło słońce, ale firanka powiewała jak wtedy…
─ Widzę, że spodobało ci się tutaj.
Steffi. Uśmiechała się do mnie stojąc w drzwiach pokoiku. Mogłam się tego spodziewać, że wróci.
─ Tylko mi nie strasz dziewczynek ─ powiedziałam ostrzegawczo.
─ Daj spokój, też masz pomysły ─ wzruszyła ramionami.
─ Właściwie to dobrze, że jesteś, bo chciałam cię o coś zapytać.
─ Tak? ─ wyraźnie ucieszyła się i usiadła na okiennym parapecie.
─ Nie spadnij ─ upomniałam ją. Jej sylwetka była krucha, jak przy naszym pierwszym spotkaniu u Jane… jasnoniebieska, prawie przezroczysta i tylko włosy miała wciąż takie same.
  ─ Nie bój się, umiem teraz latać. I uśmiechnęła się ponownie.
Nie wiem dlaczego łzy napłynęły mi do oczu. Najchętniej podeszłabym do niej i objęła ją, jednak obawiałam się reakcji mojej siostry. O co tu właściwie chodzi, jakie są powody jej powrotów?
Ile pamięta się z ziemskiego życia będąc w zaświatach, a co zapomina? Czułam, że chociaż bardzo chciałabym wiedzieć, nie mam prawa zgłębiać podobnych tajemnic i znów jak kiedyś miałam uczucie dreszczy podobne do spacerujących mrówek po moich plecach. Zapytałam ją jednak o coś, co już wcześniej mnie nurtowało.
─ Pamiętasz ten dzień, gdy popłynęłaś na Ellis Island wodną taxi? Widziałam cię wtedy. Czego tam szukałaś?
─ A, o to ci chodzi. Wiem, machałam przecież do ciebie kapeluszem, bo chciałam, żebyś mnie zauważyła. Co tam robiłam? Ha!
Szukałam śladów naszego dziadka!
─ Nieee? Prawie osłupiała usiadłam na kanapce, a ona mówiła dalej.
─ Spotkałam go tam u nas, opowiadałam mu, że jesteś na Long Island, a on życzył sobie abym pojechała sprawdzić, czy jego podpis na Ścianie Pamięci jeszcze widnieje, czy też zatarł się ze starości.
Powiedziała lekko ,,tam u nas”, jakby po prostu zmieniła mieszkanie, przeprowadziła się do innego miasta… Powinnam się już chyba przyzwyczaić, że każdym odwiedzinom Steffi towarzyszyć będą coraz to inne niespodzianki. Ale mrówki spacerowały mi dalej po plecach i miałam mokre ręce.
─ No i co, znalazłaś? Jest?
─ Tak, widziałam. Podpisał się Stanislaw Zawacki, bo pomyślał, że ,,dz” i tak nikt tutaj porządnie nie wymówi. Powinnaś też pojechać jeszcze raz na Ellis i zobaczyć.
─ Pojadę ─ obiecałam.
Będę musiała przyznać się Jeremiemu do ponownych wizyt ducha Steffi. Wtedy przyjął ten fakt ze zrozumieniem, ale jak będzie teraz? Najprawdopodobniej pomyśli, że to skutki mojego ostatniego wypadku. Westchnęłam głęboko.
─ Sam wyjechał do Ameryki? Czemu my nic o tym nie wiedziałyśmy? Babcia mówiła, że on nie żyje.
─ Na początku sama nie wiedziała, co się z nim stało. Zdarzenia miały miejsce pod koniec pierwszej wojny światowej. Chyba pamiętasz, że brał w niej udział, tak? Powinnaś, bo o tym babcia nam opowiadała. Została sama z naszą mamą, która była malutka.
Kiwnęłam potakująco głową, coś mi się przypominało, ale były to obrazy bardzo mgliste, a Steffi gestykulując opowiadała dalej i było widać, że odkrywanie rodzinnej historii nieźle ją wciągnęło.
─ Wojenna zawierucha zagnała go z Niemcami do Francji, a w tym czasie Amerykańcy co rusz tam lądowali. Okropnie się wszyscy w tej wojnie poniewierali. Mówił, że walczył jeszcze pod  Meuse-Argonne i w tej bitwie bardzo dużo ludzi zginęło, zarówno niemieckich jak i amerykańskich, a on był ranny w ramię. Polaków było niewielu. Tego dnia wszyscy, którzy z nim zostali leżeli w okopach i wokół nich stale coś wybuchało. Wtedy - jak opowiadał mi, Stasiek się załamał. Poczuł bezsens tej całej wojny i tracił nadzieję na powrót do kraju. Czy istniała gdzieś jeszcze Polska? A może ktoś ponownie ją zagarnął…
Ty wiesz, jak on potrafi sugestywnie opowiadać? Leżał więc w tym okopie, a obok niego umierał Amerykanin. Coś mówił do dziadka, ale ten oczywiście nic nie rozumiał. Na polu inni zaczęli coś wrzeszczeć, a nasz dziadek bał się wychylić nos z okopu. Zamknął zmarłemu oczy, a potem wyciągnął mu z munduru jakąś odznakę i dokument chowając je do swoich kieszeni. Polskich papierów już dawno nie miał, bo na ostatnim postoju rozebrał się do umycia w leśnym bajorze i ktoś mu buchnął jego odzienie. No i dobrze, bo było przecież pruskie. Jakiś podkomendny dał mu wtedy kurtkę po Angliku.  Dobrze, że chociaż portki miał na sobie, a w kieszeni zdjęcie babci i zegarek, który sobie zostawił na tak zwaną ,,czarną godzinę”. Chociaż to.
Tamtego dnia, gdy leżał obok zmarłego bojąc się wyjść z dołów, nagle niedaleko nich huknęło okropnie tak, że przysypało go prawie żywcem i stracił świadomość.

Słuchając historii opowiadanej tak sugestywnie przez Steffi, słyszałam odgłosy strzałów oddawanych z prymitywnych czołgów i widziałam sceny bitewne z moim dziadkiem w roli głównej. Toczyła się akcja przypominająca  kadry historycznego filmu, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć, oprócz słabego: ─ no i co dalej?

A Steffi roześmiała się.─ Wyobraź sobie, że po bitwie Amerykanie, bo to oni zdobyli ten kawałek prowincji, zebrali na pobojowisku rannych i pozostałych przy życiu. Dziadka też zgarnęli. Trochę przyszedł do siebie w szpitalu polowym i ani się obejrzał, gdy go razem z innymi amerykańskimi, uszkodzonymi żolnierzami zapakowano na statek i powieziono do ojczyzny, tyle, że za ocean. W czasie całej podróży dziadek nie odzywał się ze strachu, że odkryją jego pochodzenie, oskarżą o dezercję, postawią pod ścianę lub wyrzucą za burtę rybom na pożarcie. Licho wie, co by z nim zrobili, nie? I dalej było filmowo, bo oczywiście płynęły z nimi pielęgniarki, które opatrywały w podróży ich rany czyniąc inne zabiegi dotyczące higieny osobistej, a jedna była dla naszego dziadka Staśka szczególnie troskliwa. Opowiadając o niej uśmiechał się szelmosko, nazywając ją Kryśka, a miała na imię Christine. Popatrz, jaki to zbieg okoliczności. Nasza babcia miała też na imię Krystyna…
Siedziałyśmy przez chwilę zamyślone, a potem Steffi powiedziała: ─  tak bywa w życiu. Miałam w Niemczech znajomego, którego pierwsza i czwarta żona nosiła imię – Gabriele. Roześmiałyśmy się, a wtedy z sąsiedniego pokoju dobiegło:
─ Babciu, babi!
─ Innym razem ci dokończę.─ Steffi podniosła się z okiennego parapetu. Poczułam delikatny waniliowy zapach unoszący się w powietrzu.
─ I jeszcze coś; uważaj na dziewczynki, one coś kombinują… Obróciła się w stronę słońca zachodzącego nad zatoką i już jej nie było, a ja zostałam z wrażeniem, że moja siostra naprawdę umie fruwać.

                                                  ***
─ Idę na dół, chcecie coś do picia?
─ Tak, sokuuu ─ usłyszałam zgodny duet.
Wracając z butlą dla dziewczynek oraz kubkiem kawy dla mnie i pełna skupienia, by ponownie nie zjechać po dość stromych schodach prowadzących na piętro, myślałam o Steffi. Każde jej zjawienie wprowadzało napięcie i niepokój w moje życie. Chwile te wzruszały mnie, ale wcale nie byłam  pewna czy dalej chcę ją widywać. Jednocześnie w głębi duszy czułam, że nie bez powodu tak się dzieje…Najprawdopodobniej nie wszystko z naszej rodzinnej przeszłości zostało jeszcze wyjaśnione i myśl ta powodowała u mnie przyspieszone bicie serca.
Wiedziałam, że ponownie nadszedł czas, by porozmawiać o tym z Jeremim.
Anna Strzelec - Okno z widokiem na Prowansję ( w pisaniu )

  

 

niedziela, 17 czerwca 2012

Cóż wiemy o miłości...

I cóż my wiemy o tej miłości, która niejedno imię ma?

Wróciłam ze Szczecina, usatysfakcjonowana, napełniona radością spotkania rodziny oraz znajomych - będących dotąd tylko wirtualnymi postaciami. Najpierw jednak o celu mojej podróży...

Książnica Pomorska o pięknych, starodawnych wnętrzach, jakoże
początki jej sięgają roku 1905, kiedy w zaadaptowanym gmachu liceum z połowy XIX w. znalazła siedzibę nowo utworzona Biblioteka Miejska Szczecina (niem. Stadtbibliothek Stettin). Bibliotekę uroczyście otwarto 3 października 1905 r. Swój rozwój zawdzięcza dr. Erwinowi Ackerknechtowi, kierującemu nią w latach 1907-1945. Jego olbrzymią zasługą było scalenie cennych księgozbiorów naukowych z terenu dzisiejszego Pomorza Zachodniego. Wśród blisko 200 tys. tomów, będących zalążkiem księgozbioru dzisiejszej Książnicy Pomorskiej, znalazły się zbiory bibliotek szkolnych, kościelnych, stowarzyszeń i kół naukowych oraz darczyńców ze Szczecina i okolic (m.in. biblioteki Szkoły im. Fryderyka Wilhelma (niem. Friedrich-Wilhelm-Schule), Muzeum Pomorskiego (niem. Pommersches Landesmuseum), bibliotek kościelnych Szczecina, szczecińskiej loży masońskiej (niem. Loge zu den drei Zirkeln) oraz Pomorskiego Towarzystwa Historyczno-Archeologicznego (niem. Die Gesellschaft für Pommersche Geschichte und Altertumskunde).
Po wybuchu II wojny światowej, w celu ochrony przed zniszczeniami, najcenniejsze zbiory rozmieszczono w różnych miejscach na terenie całego Pomorza Zachodniego. W trakcie bombardowań w roku 1944 częściowo ucierpiał budynek Biblioteki.
12 lipca 1945 roku Biblioteka Miejska w Szczecinie, jako pierwsza polska książnica w zniszczonym mieście, wznowiła działalność. Rozpoczęto systematyczne usuwanie skutków działań wojennych, porządkowanie księgozbiorów oraz przejmowanie i zabezpieczanie ocalałych ale rozproszonych zbiorów, m.in.: części księgozbioru Biblioteki Gimnazjum Mariackiego (niem. Marienstifts-Gymnasium) w Szczecinie, w którym znajdowały się pozostałości biblioteki biskupów kamieńskich, biblioteki książąt pomorskich w Szczecinie oraz Biblioteki Gimnazjum im. Petera Groeninga w Stargardzie Szczecińskim (niem. Königliches und Gröningsches Stadtgymnasium), przechowującej książki z Kościoła Mariackiego w tym mieście. Pierwsze polskie książki biblioteka otrzymała w darze od osadników, którzy zostali tu przesiedleni z Kresów Wschodnich. W latach 1946-1951 na mocy decyzji politycznej część zbiorów naukowych przekazano w depozyt innym bibliotekom naukowym w kraju.W 1947 r. rozpoczęła działalność Wojewódzka Biblioteka Publiczna. Z połączenia bibliotek: Miejskiej i Wojewódzkiej w 1955 roku utworzono Wojewódzką i Miejską Bibliotekę Publiczną, która objęła nadzorem całą sieć bibliotek publicznych w mieście i ówczesnym województwie szczecińskim.
Bogate zbiory oraz rozwijająca się działalność naukowa i oświatowa biblioteki zadecydowały, że w 1965 roku otrzymała ona status biblioteki naukowej, a od 1969 roku – egzemplarz obowiązkowy wszystkich druków ukazujących się w Polsce (jako jedna z 17 bibliotek w Polsce i jedna z dwóch bibliotek w północnej części kraju).
W 1966 roku, z okazji Tysiąclecia Państwa Polskiego, WiMBP nadano imię Stanisława Staszica, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli polskiego Oświecenia.


Rys historyczny podałam za Wikipedią-  (Książnica Pomorska im.Stanisława Staszica.)

W tejże to Książnicy Pomorskiej ośmieliłam się zaprezentować mój dorobek literacki i zostałam miło przyjęta.



Opowiadałam o moich dwudziestu latach spędzonych na emigracji, marzeniach i rozterkach, tęsknocie i miłościach... o których pisałam nie tylko w moich dwóch pierwszych książkach, ale i w bardziej zróżnicowanej, jak literacki collage książce - Wiza do Nowego Jorku.
Pod koniec spotkania, na prośbę pani Róży Karcz, poetki i prezeski szczecińskiego Oddziału ZLP, czytałam moje wiersze... Przybyłym słuchaczom, którym chyba podobało się pragnę podziękować, a przede wszystkim; pani Joli za prowadzenie spotkania i wnikliwą analizę treści moich książek, pani Róży za sympatyczne wyrazy uznania, Ani Pasikowskiej - koleżance po piórze - za przybycie na spotkanie ze mną, przez co przestałyśmy być tylko "wirtualne" i za prezent w postaci Twojej książki "Pałac z lusterkami" też Aniu wielkie dzięki. Jeszcze uczniom z Gimnazjum nr27, którzy z zainteresowaniem słuchali moich opowieści, a potem o autografy poprosili, a pani opiekunka tomik moich wierszy zabrała do szkolnej biblioteki. Podziękowałabym jeszcze mojej Mamie - polonistce za wzbudzenie we mnie ( dawno temu ) miłości do poezji i literatury... Czynię to teraz po cichutku, Ona na pewno słyszy...

***
Wczoraj wróciłam ze Szczecina do domu, kot się nawet ucieszył, czemu zaraz dał wyraz :)


W laptopie zaś czekała na mnie wzruszająca niespodzianka...
Kto dotąd nie czytał, temu jak na srebrnej tacy serwuję :)


 Nie mogę się powstrzymać, bo nie wszyscy są przecież fanami facebooka.
Autorce recenzji za doznane wzruszenia serdecznie dziękuję!
.................................................................................
                                                        Anna Strzelec







niedziela, 10 czerwca 2012

W Szczecinie...

Lubię Szczecin. Odwiedzam chętnie miasto, w którym prawie na każdym kroku dotykam śladów historii. Urzeka mnie widok Barmy Portowej. Pewnie też i dlatego, gdyż bardzo lubię rzeźbione fasady kamienic. Zadzieram głowę wysoko i w podziwie nad sztuką, która przetrwała... Pomnik Amfitryty – neobarokowy pomnik (w kształcie fontanny) bogini Amfitryty dłuta berlińskiego rzeźbiarza Reinholda Felderhoffa[1]. W latach 1902-1932 stał przed Bramą Portową w Szczecinie u zbiegu trzech ulic: średniowiecznego traktu przecinającego Stare Miasto (dzisiaj ul. Wyszyńskiego), pruskiego Zielonego Placu Parad (dzisiejsza al. Niepodległości) i dawnej ulicy Lipowej (obecnie al. 3 Maja), która była osią Nowego Miasta, pierwszej dziewiętnastowiecznej dzielnicy Szczecina. W tym czasie był to ruchliwy i reprezentacyjny punkt miasta. Wykonany prawdopodobnie z piaskowca[2] pomnik odsłonięto w roku 1902. Ogólna kompozycja wywodziła się z wersalskiej fontanny Apollina i przedstawiała nagą boginię, która stała na rydwanie w kształcie muszli. Rydwan był powożony przez dwa rumaki i "pędził" w stronę Odry. Spienione wody fontanny wpadały do płytkiego basenu fontanny w którym brodziło ptactwo wodne. W 1929 w związku z przebudową ulicy w tej części miasta okazało się, że pomnik przeszkadza w sprawnej komunikacji w związku z czym 12 października 1932 pomnik i fontannę zdemontowano i przekazano Muzeum Miejskiemu[2]. Oficjalnym powodem rozebrania pomnika były protesty szczecińskich dewotek, których zdaniem nagość bogini powodowała publiczne zgorszenie. Części pomnika zaginęły i nie są znane jego dalsze losy. ( Wiadomości z Wikipedii ). (From collection of Książnica Pomorska) Nawiązałam do KSIĄŻNICY POMORSKIEJ, PONIEWAŻ TAM ODBĘDZIE SIĘ MOJE KOLEJNE SPOTKANIE AUTORSKIE. W NAJBLIŻSZĄ ŚRODĘ, 13 CZERWCA O GODZ.17,00 W KSIĄŻNICY POMORSKIEJ. SERDECZNIE ZAPRASZAM ! http://www.ksiaznica.szczecin.pl Spotkanie autorskie z Anną Strzelec Data: 13 czerwca 2012, godz. 17:00 Miejsce: Sala Stefana Flukowskiego Zapraszamy na spotkanie autorskie z Anną Strzelec w środę 13 czerwca 2012 r. o godz. 17 w Sali Stefana Flukowskiego [budynek II, wejście B od ul. Dworcowej 8] . Anna Strzelec, urodzona w Wielkopolsce, z wykształcenia artysta plastyk. Mieszka w woj. lubuskim. Zadebiutowała w maju 2008 r. kilkoma wierszami wśród nowych twarzy twórców, których wiersze i opowiadania umieściła Monika Sawicka w swojej powieści Kruchość porcelany. Autorka kilku powieści i tomików poetyckich. W 2009 r. wydała powieść oraz tomik wierszy Miłość niejedno ma imię, a w 2012 ukazał się jej zbiór wierszy pisanych w latach 1988 - 2011 Cóż wiemy o miłości. Inspiracji do napisania pierwszej powieści Tylko nie życz mi spełnienia marzeń dostarczył jej wieloletni pobyt w Niemczech. Kontynuacją powieści była wydana w 2010 r. książka Druga pora życia czyli jak zabija się miłość. Najnowsza powieść Wiza do Nowego Yorku ukazała się w 2011 r. Autorka jest członkiem Związku Literatów Polskich. ......................................................

niedziela, 3 czerwca 2012

~~~~~~~~

                       25 lat minęło, a Oni ciągle tacy sami...

25 lat temu opuszczali szkolne mury, a ja żegnałam moich kochanych uczniów klasy VIIIb, której wychowawczynią byłam od IV - VIII.
Przyjaźnią się i spotykają, ciągle wzajemnie lubią i wspominają do dziś. Mnie też :)
 A gdyby tak nie było - to przecież nie zapraszaliby mnie na swoje spotkania, prawda?
Ostatnie, w Dniu Dziecka - przetańczyliśmy prawie do rana :) Otrzymany od nich bukiet z siedmiu róż przywiozłam pociągiem z przesiadkami z Rawicza do Gorzowa.
Dziękuję Wam Kochani, za sympatię i szacunek!
Niech kwiaty z najpiękniejszymi wspomnieniami stoją w moim wazonie jak najdłużej!                                                                   
                                                                                    Anna Strzelec

Ponieważ nasze spotkanie odbyło się w Dniu Dziecka, wszyscy uczniowie otrzymali z tej okazji nesquiki batoniki i zakładki do książki z miniaturkami moich książek. Dla najlepszych sprzed 25 lat - tradycyjnie nagrody książkowe :) A o 24-tej był pyszny tort! ..............................................................................................

DYSTRYBUCJA:

Moje książki można zamawiać mailowo pod adresem:
strzelec-anna@wp.pl

oraz: www.e-bookowo.pl - wersje ebooka i papierowe.

Łączna liczba wyświetleń

Popularne posty


Popularne posty

Popularne posty