Moje motto pozostaje niezmienne: ZADOWOLENIE Z SIEBIE SAMEGO JEST POŁOWĄ NASZEGO SZCZĘŚCIA...

czwartek, 23 czerwca 2016

Nowości!


  Doszłam do wniosku, że na cztery ręce jednocześnie trudno jest mi pracować, a więc powstała

  STRONA AUTORSKA NA Fb.

Nawet zainteresowani Czytelnicy, którzy do Fb nie należą, będą mogli przeczytać o nowościach i moich dotyczczasowych osiągnięciach, otrzymanych recenzjach i planach na przyszłość :)

Jednocześnie przypominam, że dysponuję wersją papierową moich książek i chętnie je moim nowym i nie tylko Czytelnikom podpiszę.

Kontakt:  mail: strzelec-anna@wp.pl

Zapraszam serdecznie i pozdrawiam!



      https://www.facebook.com/Anna-Strzelec-Sch%C3%BCtz-1750692291820246/?ref=settings
Strona autorska

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Witajcie w pierwszy dzień lata!


 Oto krótka fotorelacja z zapowiadanego spotkania we Wrocławiu:


Wróciłam, późnym sobotnim wieczorem z Wrocławia, wspaniałego miasta, które miło wspominam z ostatnich Targów Książki, a jeszcze milej z odwiedzin Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej i mojego uczestnictwa w spotkaniu autorskim Jerzego. Jerzy Rostkowski jak zwykle dzielił się ze słuchaczami swoją niebywałą wiedzą historyczną, chętnie odpowiadając na pytania zasłuchanych gości. Szczególnie wartościowe dla Jerzego okazało się nawiązanie nowego kontaktu, który pomoże w uzyskaniu dalszych wiadomości, dokumentów dotyczących pracy oraz szczegółów śmierci jednej z Muszkieterek.

W imieniu zapracowanego Jerzego, który kontynuuje twórczo drugą część "Świata Muszkieterów" i moim własnym, bardzo dziękuję Pani Monice Janczewskiej i Panu Adamowi Bilińskiemu - prezesowi Zarządu Oddziału Związku Szlachty Polskiej za przemiłe przyjęcie, a - Panu viceprezesowi Michałowi Kwileckiemu oraz pozostałym słuchaczom za wysłuchanie wykładu Jerzego. Także i moich wierszy poświęconych Muszkieterkom, bo przecież dzielne kobiety w swoich rozważaniach chwaliliśmy.

@Anna Strzelec - Schutz








                                         

środa, 15 czerwca 2016

Związek Szlachty Polskiej zaprasza...


Dziś jest mi bardzo miło zaprosić moich Czytelników do Wrocławia!

W najbliższą sobotę odbędzie się spotkanie z cyklu "Portrety kobiet".

CZYTAJCIE I PRZYBYWAJCIE! 



sobota, 4 czerwca 2016

W przerwie, między wierszami... trochę balkonowo... :)







A W CZERWCU...


Zaraz na początku miesiąca zdarzyło się nam ( to znaczy mnie i mojemu kotu ) coś bardzo przyjemnego!

Dostałam następujący post mailowy:

Szanowna Pani Anno,
z okazji urodzin naszego Miesięcznika, już po raz ósmy przygotowaliśmy
małe podsumowanie:
http://www.libertas.pl/osmy_rok_miesiecznika_libertas_podsu…
Przy okazji tej rocznicy chciałbym Pani serdecznie podziękować za wkład, a
ponadto pogratulować, ponieważ jeden z Pani tekstów znalazł się w
pierwszej 10 najbardziej popularnych.
Gratuluję serdecznie i oczywiście czekam na kolejne artykuły!
Pozdrawiam
Witold Wieszczek
LIBERTAS.PL
Miesiecznik Ludzi Wolnych
www.libertas.pl
Zapytacie pewnie, a co ma KOT z tą wiadomością wspólnego? 
Ano ma! Wyjaśnienie poniżej i zapraszamy do poczytania! :) 
http://www.libertas.pl/felinoterapia_coz_to_takiego.html 
Anna Strzelec-Schutz

KRÓTKIE PRZYPOMNIENIE!

KOCHANI CZYTELNICY :)

W ODPOWIEDZI NA WASZE CHATOWE PYTANIA... JEDNO SŁOWO: TAK!
DYSPONUJĘ TAKŻE MOIMI KSIĄŻKAMI, SĄ WZNOWIENIA, KTÓRE CZEKAJA NA WAS!
 U MNIE: Z AUTOGRAFEM I PŁYTKĄ CD - NIESPODZIANKĄ :)

ADRES MAILOWY: strzelec-anna@wp.pl





SERDECZNOŚCI PRZESYŁAM,

Anna Strzelec- Schutz

Witajcie w czerwcu! :)


Po zapowiedziach i plakatach, krótkie relacje dla moich Czytelników.


Prawie tydzień w podróży... przygód i wrażeń, z których powinien zostać napisany felieton, zamiast krótkiej tutaj notatki... ale nie omieszkam, bo brak właściwej informacji na dworcach PKP, mogła doprowadzić niejednego pasażera do wściekłości, a dzieci do płaczu...
Ale ad rem: Spotkanie autorskie w Konstancinie - Jeziornej przebiegło bardzo sympatyczne! Okolica jest przepiękna i bardzo żałowaliśmy, że czasu było tak niewiele. Tutaj serdeczne podziękowania dla AgnieszkiAgnieszka Podolecka, która dwoiła się i troiła, żebyśmy byli z Jerzym zadowoleni. Przybyli nam nowi miłośnicy naszych książek, którym zawsze chętnie je podpisujemy. Jerzy dzielił się ze słuchaczami swoją przebogatą wiedzą historyczną i na dużym ekranie obejrzeliśmy ponownie nasze wystąpienie w TV Republika dotyczące promocji Jego Muszkieterów. Na nasze spotkanie przybyła także kuzynka jednej z bohaterek - Muszkieterek, pani Christine Skarbek. Ponieważ mieszka na stałe w USA, historię swojej rodziny przedstawiła w języku angielskim. W zrozumieniu jej opowieści, spisanej i odczytanej z kilku kartek pomogła nam biegle tłumacząc Agnieszka Podolecka.
Następnie ja... rozgadałam się niesamowicie, o moich dwudziestu latach spędzonych na emigracji oraz inspiracjach do następnych książek i Jerzy stwierdził, że to był "mój" wieczór. 
Następnie ja... rozgadałam się niesamowicie, o moich dwudziestu latach spędzonych na emigracji oraz inspiracjach do następnych książek i Jerzy stwierdził, że to był "mój" wieczór. 
Wcale tak nie uważam, ale ogólnie było bardzo miło, a kto nie dotarł - to cóż... zawsze może nasze książeczki czytać.
A teraz kilka fotek dla Was!







sobota, 7 maja 2016

A w maju... oj, będzie się działo!



 


Witam serdecznie i majowo! 


Czy ktoś z moich czytelników odwiedził już LIBERTAS - miesięcznik ludzi wolnych?
Jeśli dotąd nie, to serdecznie zapraszam!
Dużo fajnego czytania... a także moje wywiady, opowiadania i felietony.
http://www.libertas.pl/
Opowiadanie pt. WIKTOR jest fragmentem mojej książki "Wiza do Nowego Jorku". W przyszłym miesiącu ukażą się następne.


http://www.libertas.pl/opowiadanie_wiktor.html

W dziale "Kultura" została też zamieszczona ostatnia rozmowa ze mną: 


O życiu na obczyźnie i nie tylko – rozmowa z Anną Strzelec-Schutz



Zapraszam do poczytania i życzę Wam przemiłego weekendu!


Anna Strzelec - Schutz
 autorka prozy i poezji
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



wtorek, 19 kwietnia 2016

A oto wywiad ze mną, a w nim... sama prawda i tylko prawda :)



Witaj Haniu!

Cieszę się, że jesteś i mamy okazję porozmawiać w Książka CAFÉ o Twoich ostatnich, literackich osiągnięciach, rzecz jasna przy dobrej kawie.

Anna Strzelec: Dzień dobry z wielką przyjemnością! Bardzo dziękuję za zaproszenie do blogosfery. Wiem, że Książka CAFÉ śledzi tytuły moich książek od początku ich powstawania i z przyjemnością czytam recenzje tam zamieszczone, nie tylko o moich książkach / uśmiech/

Książka CAFÉ:  Czytając Twoje książki, zastanawiam się, ile jest w nich beletrystyki, a ile Ciebie samej, stąd też moja chęć rozmowy z Tobą.

A.S. – Miło mi.  Debiut, książka „Tylko nie życz mi spełnienia marzeń” wydana w 2009 jest naprawdę autobiograficzna, jak i druga jej część. Od pewnego czasu, obie przeżywają swój renesans. Wyjechałam do Niemiec w 1988 roku, po dwudziestu latach wróciłam do kraju. A teraz okazuje się, że temat emigracji jest ciągle, a może jeszcze bardziej  aktualny. Niedawno ukazało się III wydanie „Drugiej pory życia czyli jak zabija się miłość”. Życie w obcym kraju wcale nie jest łatwe, jak się niektórym, szczególnie młodym ludziom wydaje. Bariera językowa, inne obyczaje, stosunek do Polaków, jako uciekinierów z własnego kraju… Niby miałam wszystko, ale nic nie było naprawdę moje, bo obce…

K.C. −  Czułaś potrzebę napisania o tamtych latach?

A.S. – Tak, to książki – przestrogi i chciałabym, żeby tak zostały przez czytelników traktowane. Nie kreuję się w nich na kobietę - bohaterkę, opuszczoną, bo komuś, kto przysięgał, że nie opuści mnie aż do śmierci - zmieniły się plany… Za drugim „podejściem do szczęścia”,rolę  żony - zakochanego w Polsce Niemca, zagrałam przyzwoicie lecz synowej byłego hitlerowca i macochy (już samo słowo jest paskudne) – było mi coraz trudniej.  Za to zwiedziłam kilka europejskich krajów, na co wcześniej, z pensji pedagoga nie mogłabym sobie pozwolić. / uśmiech / Egzystencji w Niemczech towarzyszyły jednak wydarzenia, o których dziś niechętnie myślę, a przelanie ich na komputerowy dysk przychodziło mi z wielką trudnością.

 K.C. – Wtedy się płacze?

A.S. – Tak, bo jest to przeniesienie w czasie. Z cytowaniem słów ludzi kochanych, choć niektórzy grali fałszywymi monetami… Jak w ruletce… postawisz  wszystko na zielone – wygra czarne.

K.C.  - Więc wróciłaś do kraju z postanowieniem zostania pisarką?

A.S. – Nie, po prostu napisałam i okazało się, że to jest dobre. Tak stwierdzono i nagrodzono jednogłośnym przyjęciem do Związku Literatów Polskich. Wyobrażasz sobie, bardzo mnie to ucieszyło, chociaż żadna statuetka nie stoi na półce, poza pamiątkami z podróży. /śmiech / Szczerze mówiąc, już w szkole nie miałam problemu z wypracowaniami „na temat”, bo urodziłam się w rodzinie pedagogiczno-polonistycznej. Na studiach pisałam pamiętniki i do dziś żałuję, że pochłonął je ogień w kaflowym piecu. Szkoda, bo ciekawy byłby powrót w lata sześćdziesiąte i odkrycie mojego spojrzenia na miłość. Już wtedy zaczęłam poetyzować…

K.C. – Czemu spaliłaś!?

 A.S. – Zakochałam się i miałam wyjść za mąż. Takie typowe myślenie panienki z dobrego domu, że wszystko co było wcześniej, wydawało się już mało ważne, bo zjawił się On, ten najważniejszy. Dopiero po latach życie utarło mi nosa… Z kilku zeszytów zapisanych drobnym pismem i paczki listów przewiązanych niebieską wstążeczką mogłaby powstać może jeszcze jedna, fajna książka?

K.C. – Albo zbiór opowiadań? Lubisz je pisać?

A.S. – Chyba wolę felietony z pointą i oczywiście wiersze.

K.C. – Wiem, bo w każdej Twojej powieści prozę, popiera poezja. Możesz opowiedzieć jak zaczęła powstawać Twoja słynna nowojorsko – prowansalska saga?

A.S. – Oj tam, oj tam, zaraz słynna. Muszę  jednak przyznać, że każdy mail od czytelników, lub recenzja literackiego eksperta – kulturoznawcy sprawia mi, jak każdemu autorowi wielką przyjemność.

K.C. – Ale jak to było? Po tych dwóch pierwszych, autobiograficznych książkach, skąd inspiracja, żeby pisać dalej i to o Nowym Jorku! / śmiejemy się obie /

K.C. – Czysty zbieg okoliczności! Zostałam zaproszona na ślub mojej chrześniaczki, doktorantki z wydziału ichtiologii nowojorskiego uniwersytetu, którego filia znajduje się w Stony Brook na Long Island. Jest ona córką mojej, od lat przyjaciółki, która jako matka „z urzędu” wybierała się do Stanów. Uznałam, że taka okazja drugi raz w życiu z pewnością mi się nie zdarzy i skorzystałam z zaproszenia. Pod koniec dwutygodniowego tam pobytu, stwierdziłam, że znów mam TEMAT. Jeszcze nie wiedziałam jaki powinien być konspekt mojej „Wizy”, ale zaczęłam zbierać materiały. O warunkach studiowania i życia polskich studentów w NY, o badaniach prowadzonych przez ichtiologów, o zagadnieniu rasizmu… rozmawiałam z młodymi ludźmi i nagrywałam treść naszych rozmów.

K.C. – A inne wątki? Miłość, przyjaźń, zdrada? Bohaterką Twojej „Wizy” jest pisarka Leonia… Ile jest Ciebie samej w Leonii? /A.S. uśmiecha się/

A.S. – Czeski pisarz Michal Viewegh, podczas jednego ze swoich spotkań autorskich odpowiedział, że „tylko pisarz jest w stanie powiedzieć,ile prawdy jest w jego pisaniu”. Czytelnicy potrafią być bardzo dociekliwi, pytając mnie o to samo, co Ty przed chwilą, więc szczerze odpowiadam: dużo, ale nie wszystko. Na kanwie własnych doświadczeń, stworzyłam postacie sympatyczne mojemu sercu oraz zamieściłam realne, ośmieszyłam, a tym samym usunęłam je z pamięci. Chciałabym, by niektóre z nich istniały naprawdę… A zresztą, kto wie, może żyją gdzieś w świecie?

K.C. – Skąd pomysł z odwiedzinami krewnych z zaświatów?

A.S. – Podobno tak się zdarza. Rozmawiałam z ludźmi, którzy podobne spotkania przeżyli.

K.C.  - To ile się już nazbierało? Tych kolorowych szkiełek Twojej twórczości Anno, bo przypomnijmy, że Anna Strzelec jest z wykształcenia także plastykiem twórcą pięknych witraży.

A.S. – Prawdziwy kalejdoskop. / uśmiech/ Gdy „Wiza do Nowego Jorku” została przyjęta z aplauzem przez moich czytelników, napisałam kolejne książki, opiewające historię tej polsko- francuskiej rodziny: „Okno z widokiem na Prowansję”, „Akwarele i lawendy” oraz „Marysia wnuczka Leonii”. Jak widzisz, saga stała się wielopokoleniowa. Bardzo lubię i podziwiam moich bohaterów. W międzyczasie piszę wiersze, które jak każda poezja, powstają pod wpływem przeżyć i przemyśleń. Zostały już wydane w kilku tomikach: „Miłość niejedno ma imię”,  „Cóż wiemy o miłości”, „Gdziekolwiek jesteś… dialogi liryczne” i „Jeszcze raz w podróż…”. Przed dwoma laty zafascynowała mnie proza Jerzego Rostkowskiego dotycząca wydarzeń II wojny światowej, a szczególnie jego ostatnia książka „Świat Muszkieterów – zapomnij albo zgiń”, dla której napisałam kilka wierszy opiewających bohaterstwo kobiet, członkiń tej podziemnej organizacji.

K.C – Jakie masz plany literackie, co nowego szykujesz… piszesz… planujesz?

A.S. – Przyznam szczerze, że chodzi mi po głowie temat nowej powieści do zrealizowania w bieżącym roku, ale nie chciałabym zapeszać. Z pewnością przygotuję zbiór wszystkich moich wierszy, pisanych od 1988 roku.

K.C. – Czy można gdzieś cię Anno spotkać, aby uzyskać tak cenne dla wielbicieli książki i autograf?

A.S. – Najbliższe moje spotkanie autorskie jest już zaplanowane w Konstancinie / W-wy, w dniu 19 maja. Przyjęłam zaproszenie pani Agnieszki Podoleckiej na spotkanie z czytelnikami w jej bibliotece. Tego samego dnia, o swojej twórczości będzie także opowiadać Jerzy Rostkowski. Poza tym, jak zwykle, podczas naszego pobytu w Warszawie, miłośnicy historii i „Muszkieterów” Jerzego Rostkowskiego  spotkają się w Coffee Karma przy Placu Zbawiciela. Zapraszamy!

https://www.facebook.com/coffeekarma.warszawa/?fref=ts

K.C. – I na koniec już, specjalnie dla Książka CAFÉ – jaką kawę lubisz najbardziej?

A.S.  – Dzień bez kawy, byłby dla mnie dniem straconym. / śmiech/ Piję jej naprawdę dużo i w różnych wariantach: cafe latte, (właśnie w Coffee Karma ), chętnie espresso, a najbardziej, przy pisaniu obok laptopa musi stać obowiązkowo duży kubek podwójnej Nescaffe, oczywiście białej, bez cukru.

K.C. – Dziękujemy za rozmowę.

Z pisarką prozy i poezji Anną Strzelec – Schutz  rozmawiała Elwira Izdebska 
z Książka CAFÉ http://ksiazkacafe.blog.onet.pl/






wtorek, 5 kwietnia 2016

Poświątecznie...


  Wszystkiego dobrego na wiosnę!!! 


A jeśli zostały Wam skorupki, wydmuszki albo będziecie gotować w najbliższym czasie jajka... to udostępniam deko, które dla mnie jest śliczne!
Może dla kogoś z Was też?


Serdecznie pozdrawiam i do napisania! 


Anna Strzelec
.........................................


czwartek, 10 marca 2016

Wielkanocnie?


Przyznać muszę, że pragnę tych świąt Wielkiej Nocy jak najprędzej... :)
Już niedługo, więc temat ten podtrzymam i edytuję fragment z mojej powieści;
"Akwarele i lawendy"
................................................................................





W Wielkanocny dzień do domu
przyszły białe bazie w gości,
by pisankom po kryjomu
kolorów zazdrościć.

Rozdział: Wielkanoc
Iwona chce zostać na święta w Polsce, a ja myślałam, że spędzimy je razem, bo i Jacques zaanonsował swój przyjazd. Nici z rodzinnej Wielkanocy, podobnej do naszego ubiegłorocznego Święta Dziękczynienia.Trudno. Może zaprosimy Jane z Frankiem? Patrycja zaproponowała mojej córce i wnuczkom przedłużenie pobytu i celebrowanie Wielkiej Nocy razem z nimi, po polsku. Malowanie pisanek, święcenie potraw, cały domowy rozgardiasz przy pieczeniu babek, mazurków i tym podobnych rozkoszy. Pewnie to i dobrze? Dla dziewczynek z pewnością będzie to przypomnienie i podtrzymanie naszej, dawnej tradycji.
─ Zrozum, takie wspomnienia pozostają na całe życie w pamięci ─ mówiła Patrycja, tłumacząc tym samym decyzję Iwony. Niby rozumiałam, ale i tak było mi przykro, gdy dzięki skypowym połączeniom rozmawiałam o tym z moją córką za oceanem. Po chwili zobaczyłam przed ekranem Marikę z Marysią, które na wyścigi zaczęły opowiadać mi, co ciekawego zdarzyło się w ostatnich dniach ich pobytu w Gdańsku. Moje wnuczki znów potrafiły pozytywnie wpłynąć na poprawę mojego nastroju.
─ Wszystko jest super! U taty też byłyśmy. ─ Marysia mówiąc to, zawiesiła głos, bo akurat tego wydarzenia do superowych zaliczyć nie mogła, ale po chwili kontynuowała relację.
─ Zaniosłyśmy mu świąteczną paczuszkę, a on się cieszył.
Jeśli inaczej nie może być, to tak trzeba znieść ─ dokończyła jak jakaś dorosła, rozumiejąca już zrządzenia losu na tym świecie.
─ Daj, teraz ja! Chcę też babci coś powiedzieć!
Marika odpychała starszą siostrę od komputera.
─ Byłam odwiedzić moje przedszkole, a ona swoją szkołę i musiałam opowiadać jak tutaj jest, co robimy, jakie są zajęcia, czy mi się podoba i czy zostaniemy w Ameryce na zawsze. Fajnie było!
A wiesz babciu, ja już zapomniałam, jak to jest i kiedy przychodzi jakiś zajączek?
─ A co on ma właściwie wspólnego z Wielkanocą? ─ włączyła się Marysia. ─ Pan Jezus zmartwychwstał, to co ma zając do szukania w pierwsze święto?
Sama też nie wiedziałam i zanim powstał dylemat: jak to było z tym zającem, przypomniała mi się anegdotka, którą kiedyś, gdy dziewczynki jeszcze były małe, słyszałam w radio.
─ Znacie takie powiedzenie: ktoś śpi jak zając pod miedzą? Co to znaczy?
─ Nooo, że bardzo lekko śpi i szybko się budzi ─ odpowiedziała starsza.
─ Zgoda. Na dodatek zając do snu nie zamyka oczu…
On był niedaleko i pierwszy zobaczył zmartwychwstałego Chrystusa!
Tę radosną nowinę pobiegł szybko zanieść do miasteczka, a ludzie upamiętnili to wydarzenie, obdarowując się teraz nawzajem słodkościami i jajkami.
─ Bo jajko to życie ─ dodała Marysia.
─ Babciu, to prawda z tym zającem?
─ Taka jest legenda, a w każdej legendzie jest odrobina prawdy.
Naszą konwersację przejęła Iwona, życząc wszystkim „zdrowych i wesołych świąt”, a gdy powiedziałam, że Jacques jutro przylatuje, zachmurzyła się trochę, mówiąc:
─ Szkoda, że się z nim nie zobaczę. Miałabym mu wiele do powiedzenia… Kilkanaście dni ciszy z jego strony w eterze… Chyba dużo pracuje, ale mam nadzieję, że stać go będzie chociaż na świąteczne życzenia?
Miała takie spojrzenie, które powinno mnie zastanowić, ale rozbawiona pogaduszką z dziewczynkami, zawołałam tylko:
─ Z pewnością! Wiesz, jak to jest z artystami. Odezwiemy się do was!
I pomachałyśmy sobie do ekranu, przesyłając papatki i buziaki.
Jeszcze kilka dni ─ myślałam. Wrócą szczęśliwie, wszystko się ułoży… i zajęłam się moim makowcem na półkruchym spodzie, pieczonym na blaszce, z dużą ilością pysznych bakalii, w których przewodziły kostki kandyzowanej pomarańczowej skórki, którą sama przyrządzałam oraz kruszynkami na wierzchu. Jeremi przepadał za moim makowcem i miałam nadzieję, że Jacquesowi również przypadnie nie tyle do gustu, co do podniebienia.

@Anna Strzelec
............................................................





w
K

piątek, 19 lutego 2016

Kilka zdań recenzji o mojej, pierwszej książce...

                    



Do czego jest zdolna kobieta, której zadaniem jest od zarania dziejów dbałość o domowe ognisko, o potomstwo, o ciepłą strawę czekającą przy rodzinnym stole? Z czego potrafi zrezygnować? Jak zmuszona przez życie potrafi walczyć? Czy pozostawiona własnemu losowi będzie umieć wypełniać swoje zadania? Jeśli brutalność świata zmusi ją, by stała się Wojowniczką, czy będzie nadal delikatna, wrażliwa, romantyczna? Gdzie jest u niej, granica pomiędzy łagodnością a bitewnym szczękiem oręża? U niej, w jej kobiecej osobowości?
Na te pytania odpowiada Anna Strzelec w swej książce „Tylko nie życz mi spełnienia marzeń”. Podejrzewam, że Autorka przekazała nam ogromnie dużo wątków autobiograficznych. Takiej historii nie sposób wymyślić siedząc w bamboszkach i szlafroczku przy komputerze, niedaleko ciepłego kominka. To trzeba przeżyć, śmiać się i płakać, tulić i żegnać, nie umieć zapomnieć do końca, by wreszcie mieć odwagę opisać. I uczyć. Tak, tak – właśnie uczyć. Wybór drogi życia nie zawsze zależy od nas samych, lecz należy na niej zachować godność i nie zapomnieć o priorytetach. Priorytetem dla Anny Strzelec były dzieci, a później wnuki. O nie i o ich przyszłość walczyła, dla nich gotowa była do krańcowych poświęceń szukając jednocześnie w życiu czegoś własnego, człowieka, któremu mogłaby ufać, którego mogłaby z oddaniem kochać i ofiarować mu siebie samą. Do końca, bez reszty. Czy znalazła? Nie wolno mi na to pytanie odpowiedzieć, bo tę książkę powinniśmy przeczytać. Zapewne ona nauczy nas jak rozumieć drugiego człowieka w chwilach, gdy staje się tym najbliższym, pomoże określić granice, których przekraczać nie wolno, bo dalej jest tylko pustka. Anna Strzelec ma duszę artystki, jest zresztą także plastykiem i nie są jej obce emocje, lecz podziw budzi fakt, jak bardzo musiała być twarda oraz zdecydowana, by zachować wszystkie cechy przypisane kobiecie, by nie stracić wrażliwości, a także pogody ducha przyprawionej nieco melancholią. A wie przecież dużo. Zaznała emigracyjnej, pełnej wyobcowania samotności, zaczynając od zera, pokonywała kolejne etapy trudów koniecznych dla pozyskania właściwego statusu zawodowego poza granicami kraju i akceptacji obcych jej środowisk. I wygrywała, bo jest Wojowniczką, która zachowała łagodność, subtelność odczuwania otaczającego ją świata, bo gdzieś w głębi nadal czeka… Może czeka.
Uważam książkę Anny Strzelec za pozycję, którą trzeba przeczytać, mieć na półce i do niej wracać. Takie powroty pozwolą nam nie zapomnieć, czym są uczucia, czym powinny być. Z pełną odpowiedzialnością, z całego serca życzę Autorce „spełnienia marzeń”. Niech nie zapomni własnych słów, które są chyba dla niej ważne – „nic nie dzieje się bez przyczyny”.
                                      Jerzy Rostkowski - pisarz


niedziela, 14 lutego 2016

Walentynkowe nowości :)


Dzień dobry! Emotikon smile

Przyznać muszę, że od wczoraj jestem happy i dla moich Czytelników mam niespodziankę.

 Emotikon heart Zapowiadałam już, że przygotowuję drugie wydanie mojej książki, która ukazała się w 2010 roku, jako II część mojego debiutu "Tylko nie życz mi spełnienia marzeń". Obie przeżywają swój renesans...
Prezentuję dziś projekt okładki, jaki otrzymałam - Wykonawcy serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze w tym miesiącu "Druga pora życia czyli jak zab
ija się miłość" będzie u mnie do nabycia.
Skromnie dodam, że na podstawie tych dwóch książek, w kwietniu 2011 roku zostałam przyjęta do Związku Literatów Polskich. Ktoś, kiedyś zapytał: "a co Ci to daje, Haniu?" Odpowiedziałam - nic, prócz zadowolenia i serca pełnego satysfakcji.
Pomyślnego dnia, Kochani! 



Emotikon heart

piątek, 22 stycznia 2016

Dzisiejsza niespodzianka...



Dzisiejszy ranek, a tu TAKA niespodzianka... Kilkanaście zdań od Czytelnika, które za jego zgodą umieszczam i z satysfakcją wielką - dziękuję!

Pani Anno,

w związku z zamieszczonym przez Panią postem, z którego wynikało, że wśród czytelników Pani książek jest niewielu mężczyzn, a jeżeli są, to nie chcą się przyznać ( bo im wstyd, że potrafią czytać), postanowiłem dokonać czytelniczego "coming outu". Zaznaczam, że jestem mężczyzną zarówno w sensie biologicznym, jak i genderowym. Tydzień temu postanowiłem przeczytać Pani powieść. Nie będę ukrywać, że tytuł zarekomendowała mi żona, która zdążyła przeczytać już kilka napisanych przez Panią powieści. Sięgnąłem po powieść "Tylko nie życz ni spełnienia marzeń". Uważam, że wysokiej klasy literatura przenosi czytelnia w czasie i przestrzeni. Napisana przez Panią powieść przeniosła mnie tak, jak sienkiewiczowskiego latarnika do Polski, drugiej połowy lat osiemdziesiątych i na emigrację do Niemiec. Powieść doskonałe rozwiewa mity na temat życia emigrantów w Niemczech. Nie byli witani z otwartymi rękoma, co twierdzą obecnie niektórzy niemieccy politycy, usiłujący nam wcisnąć na siłę zaproszonych przez siebie gości. Nie mam doświadczeń emigracyjnych, dlatego opisy życia na emigracji czytałem z olbrzymim zainteresowaniem, jak najlepszy reportaż. Uważam, że określanie powieści jako powieść " obyczajowa" jest niczym nieuzasadnionym "zaszufladkowaniem". W mojej ocenie bardzo wnikliwie bez przesładzania, nadmiernego patosu przedstawione są losy bohaterki powieści. Wnikliwie i z odrobiną humoru opisane są relacje Hanny-Anny z kolejnymi mężczyznami, z którymi się związała. W mojej ocenie powieść jest bardzo "sceniczna" i przy odrobinie wyobraźni mógłby powstać na jej podstawie doskonały monodram. Doceniam również haszkowski humor, ujawniający się w powieści ( Jaroslaw Hasek, Boże odpuść mi, pomimo, że anarchista i komunista jest moim ulubionym pisarzem)- polecam szczególnie rozdział - "Matrymonialne afery w "Słonecznym Promyku" i komentarz romantycznego chińskiego horoskopu: " komu może być lepiej, jak nie dwóm świniom". Moją uwagę zwróciła postać ojca Horsta, który ranny pod Kołobrzegiem podczas wojny, stanowczo odmawiał wyjazdu na wycieczkę do Polski. Pomyślałem wówczas o olbrzymiej roli pedagogicznej, jaka w tym zakresie odegrała 3, a może 6 Dywizja WP, która zdobyła Kołobrzeg w 1945 r. 
Teraz trochę krytyki. Uważam, że notka na końcu książki jest nie najlepiej zredagowana. W opisie położony jest zbyt duży nacisk na "wachlarz uczuć", "kobiecą szczerość", co może potencjalnego czytelnika wprowadzić w błąd i może on sądzić, że ma do czynienia z kolejnym masowo produkowanym romansem. Uważam, że to doskonała powieść i sprowadzanie jej do zwykłego romansu, jest dużym nadużyciem. Napisana jest w bardzo dobrym stylu- "czyta się doskonale". Polecam wszystkim, którzy czytają książki, choć wydaje mi się, że to niestety mniejszość i niedługo sztuka czytania, będzie równie cenną umiejętnością jak w średniowieczu. Pozdrawiam z olbrzymimi wyrazami sympatii ( zwielokrotnionej po przeczytaniu Pani powieści).
Maciej Niewiada
.............................................................


To ona, mój debiut pisarski. Wersja drukowana dostępna w wyd. mybook.pl w Szczecinie, e-book na 
https/www.e-bookowo.pl

Anna Strzelec

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Jeszcze dwie wypowiedzi moich Czytelniczek... :)


EWA KLEJEWSKA - kochana i bardzo emocjonalnie przyjmująca moją twórczość Czytelniczka z Leszna, miasta, które często w młodości odwiedzałam, bo niedaleko mojego rodzinnego Rawicza leży.

Emotikon heart
1/ KTÓRA CZĘŚĆ NOWOJORSKO – PROWANSALSKIEJ SAGI PODOBAŁA CI SIĘ NAJBARDZIEJ?

Bez zbędnych wstępów powiem, że .. pierwsza!!! Tak, pierwsza część Sagi – „Wiza do NYC”.  Mimo, że niezwykle interesująco rozwijały się losy bohaterów w kolejnych trzech Opowieściach, rodziły się dzieci, podrastały, zakochiwały.. w międzyczasie ktoś umierał, ktoś zdradzał, a ktoś .. kochał namiętnie.. To wszystko zaczęło się w Wizie! Tam poznałam i pokochałam głównych Bohaterów Sagi… oraz Autorkę! Jej niebanalny styl pisarski, przeplatanie prozy z poezją, okraszanie treści osobistymi fotografiami.. dorzucanie celnych „złotych myśli” jako motto dla poszczególnych rozdziałów, serwowanie pysznego jedzonka w formie jakże plastycznych opisów wraz z Przepisami! itd.. Oraz.. pamiętam, jak urzekła mnie od samego początku Leonia… (cóż za piękne imię!) jej  odważna wyprawa za ocean, by rozliczyć się ze zranioną  Miłością..  Pobyt u oddanej Przyjaciółki, wspólne zwiedzanie NYC (kapitalne opisy zaułków tego Miasta, o jakich w Przewodnikach cicho) i w końcu rzecz najważniejsza – niespodziewane spotkanie nowej Miłości… Tak, to jest rzecz, która mnie poruszyła do głębi! Pięknie podana relacja dwojga „po przejściach”.. jej odkrywanie, wielka czułość, poezja, jaka temu towarzyszyła.. zdziwienie.. zachwycenie.. Nie ma w naszej literaturze zbyt często takich scen... Mówiąc krótko – pokochałam.. i pozazdrościłam Leni owego fantastycznego mężczyzny ... Jeremiego, „Morelowego”, Boże, gdzie są tacy?!
A dalej, w następnych częściach Sagi – tematy skupiły się na dzieciach, na wnukach tej pary… co jest nader interesujące, ale – jak dla mnie -  początek był najistotniejszy!


2/ JAKIE WYDARZENIA WZRUSZYŁY CIĘ  I ROZBAWIŁY?

Pytanie jest niezwykle trudne! Bo Saga aż ciężka jest od wzruszeń! I tych do łez.. i tych do śmiechu!! Jakże wybrać? Które wydarzenie?! Na pewno najwięcej wzruszeń dostarczyły  dziewczynki, córeczki Iwony… rozbrajały nas swoją dziecięcą szczerością, pomysłami i przygodami… Ale też różne miłosne zawirowania dostarczały wielu wzruszeń... pozytywnych i tych mniej… Muzyka – zawsze wielkie wzruszenia… Oraz historie rodzinne opowiadane przez Rachel…  i wiele innych.
Wg mnie,  ex aequo… trzy wydarzenia, gdzie płakałam… i śmiałam się na przemian:
1/  pierwsze sekundy po odzyskaniu przytomności przez Jeremiego.. po wypadku – gdy Leonia trzymała go za ręce … Pełnia szczęścia, że jest dobrze!! („Akwarele i lawendy”)
2/ gdy dziewczynki.. szczęśliwie wróciły do domu (za sprawą Stefii) .. po nieudanej wyprawie za ocean  do Tatusia .. do Polski! J („Okno z widokiem na Prowansję”)
3/  niezwykła Niespodzianka! Gdy ciężarna Marysia, smutna, że  nie może  już  samolotem do Rodziny  za ocean na Święta polecieć – spotyka ich wszystkich niespodziewanie u Babci Leonii w Antibes! Ach, co za radość, do łez!!! („Marysia wnuczka Leonii”)

 Ewa Klejewska - Leszno 

.....................................................


Jako ostatnią z kilkunastu, które napłynęły, wybrałam ocenę  Małgorzaty Niewiady z Wielkopolski.


Dla mnie - tajemnicza Małgosia, która mnie zaskakuje i zdumiewa ( radośnie zaskakuje!) Na początku naszej Fb znajomości - napisała: "poezja? Nie, to nie dla mnie..." Okazało się jednak inaczej...


Przesyłam moją mało profesjonalną recenzję. Ale pisałam od serca. Krakowska i powidła bezcenne :)

Która część sagi nowojorsko-prowansalskiej podobała mi sie najbardziej ? Wszystkie książki Anny Strzelec czytałam od początku do końca , jedynie z przerwami na kawę. Jednak jeśli mam wybrać, to Wiza do Nowego Jorku jest moją ulubioną częścią sagi.
Wcześniej, przez długi czas raczej nie czytałam książek, które nazywam" książkami o miłości". Pamiętam, że z lekkim niepokojem otwierałam pierwszą książkę " Tylko nie życz mi spełnienia marzeń" i zastanawiałam się czy przebrnę do końca. A może to harlequin? I co się stało? Wciągnęło mnie. Przeżyłam miłe zaskoczenie. Dlatego biorąc do ręki kolejne powieści Anny Strzelec wiedziałam, że otrzymam dużą dawkę emocji. I nie pomyliłam się.
" Wizę do Nowego Jorku" przeczytałam bez żadnych przerw. Od deski do deski. Oczywiście olbrzymie emocje wzbudził we mnie jeden z mniej fajnych bohaterów -Wiktor. Elementy czarnego humoru w scenie rozstania są doskonałe ( krakowska i powidła). A potem pojawił sie Morelowy- Jeremi. Pamiętam, że w miarę poznawania Morelowego zastanawiałam się czy taki mężczyzna może istnieć. Taki wręcz doskonały. Chwilami aż denerwujący tą swoją doskonałością. Oczywiście ocena Morelowego jest moją subiektywną oceną. No i Steffi. To było zaskoczenie. Element realizmu magicznego. Brak jednoznaczności czy to rzeczywiście się zdarzyło, pogranicze snu i jawy. Bardzo lubię gdy w książce pojawia sie odrobina spirytyzmu( duchy, duchy, jak ja lubię duchy, w dodatku tutaj duch opiekuńczy a nie straszydło).  
Z dużą radością przeczytałam również kolejne części sagi. Polecam wszystkim książki Anny Strzelec.


***

I nic autora bardziej nie cieszy, jak właśnie takie zdania otrzymane od Czytelników, prawda?

Wymienione osoby otrzymują ode mnie nagrody książkowe oraz niespodzianki. Mam nadzieję, że Im się spodobają :)

Anna Strzelec
..........................


Emotikon smile 





Świat się kręci... :) wokół...


Konkurs i czwarta wypowiedź dotycząca mojej 
nowojorsko-prowansalskiej sagi.


„Przeżyjemy chwile skupienia, bezgranicznej radości i wdzięczni będziemy Opatrzności za zdrowie, miłość i otulające nas błogosławieństwo”. Ten cytat z ostatniej części sagi definiuje - określa klimat wszystkich części.
            „Która część nowojorsko – prowansalskiej sagi podobała ci się najbardziej? Jakie wydarzenia wzruszyły cię i rozbawiły?” To pytania, które zadała autorka. Niby proste… i tu pojawia się problem. Ja – polonistka – nie umiem na nie odpowiedzieć. Pytania proste, ale odpowiedzi skomplikowane. Nie umiem wybrać między dobrym i dobrym, wciągającym i wciągającym… Jedno jest niezaprzeczalne: warto było przeczytać wszystkie części, przeżywać z bohaterami ich przygody, rozterki i wybory. Całość pogodna, ale nie pozbawiona wątków fantastycznych i sensacyjnych. Żadnej z części nie można czytać na raty, bo „wciąga” i czyta się je jednym tchem. Bo przecież intrygujące było, co zrobi Leonia po rozczarowaniu z pierwszego spotkania w Stanach, czy dziewczynkom uda się wrócić do taty w Polsce, jak ze swoim zauroczeniem poradzi sobie Jacques - czy pozostanie wierny Iwonie? I wreszcie: jak potoczą się losy utalentowanej muzycznie Marysi, jakiego wyboru dokona?
            Wzruszenia? Było  sporo i nie sposób ich tu wyliczyć. Fragmenty, które rozśmieszyły? Najbardziej rozmowa dziewczynek na temat tego, skąd się biorą dzieci, a właściwie jak się tam dostają… najprawdopodobniej całowanie i przytulanie. No cóż – warto wiedzieć!
            Pozwolę sobie jeszcze na małą refleksję. Jeremi, postać właściwie kryształowa, tak nieskazitelna, że aż nierealna i…  nagle dokonuje aktu zemsty na Formanie. To raczej nie w jego stylu, ale jest tylko człowiekiem, a tamtemu się należało -  szczególnie za postawę „po”.
Martwią mnie słowa autorki, która zapowiedziała, że to już ostatnia część sagi. Czy czytelnicy mają coś do powiedzenia? Historia literatury mówi, że tak. Może autorce przyjdzie jeszcze jakiś pomysł do twórczej główki. Czekamy!
Małgorzata Kozioł

Sława


Wobec Ciebie Małgoś, mam szczególny dług wdzięczności. Przed kilku laty pomagałaś organizować moje pierwsze spotkanie autorskie, po powrocie do kraju. W śnieżycy, jaka wystąpiła, pilotowałaś mój dojazd do Sławy. Emotikon heart 

Czy ktoś uwierzy, że zebrane osoby czekały dwie godziny, na nieznaną Annę Strzelec, która będzie prezentować swoje wspomnienia z emigracji w Niemczech? Małgoś, DZIĘKUJĘ!





Emotikon like Emotikon heart



niedziela, 17 stycznia 2016

Świat się kręci wokół... 3) mojej Sagi!


Trzecią uczestniczką mojego konkursu jest Czytelniczka -

             Marlena Kuriata - Polska 


"Z Sagą to jest tak, jak z czwórką ukochanych dzieci. Wszystkie obdarza się tą samą miłością. Inaczej się nie da !To cztery tomiki pełne emocji takich, jak miłość,szczerość,wierność, tolerancja ,umiejętność wybaczania i bycia z sobą. Taki sagan w którym wymieszane są różne reakcje,odczucia,myśli i marzenia. Każda część Sagi ma ich tyle, że mogłaby obdarować pół świata fantastycznym przesłaniem !
Sporo tu też zabawnych sytuacji, przejęzyczeń, w których przoduje Marika. Ubawił mnie fragment z Mariką i Marysią, które na serio chciały wybrać się w podróż statkiem do taty. Nie brak też momentów stawiających na baczność włoski na karku,np. wydarzenie na lotnisku w Nicei. Skoczyło mi ciśnienie! O dreszczyk emocji wprawiła mnie postać tajemniczej damy, która dość regularnie ukazuje się Leonii, a potem jeszcze innym osobom. Polubiłam sentencje przed każdym rozdziałem i przepisy kulinarne, umiejetnie wplecione w treść,np. na kruche ciasteczka. Urzekło mnie ciepło i serdeczność u bohaterów. Dlatego wrócę kiedyś do Sagi, po uśmiech, radość, po ciepło rodzinnego stadła. Wrócę do Prowansji po atmosferę i słońce, po jabłka i zapach lawendy. Wrócę na pewno..."
Sporo tu też zabawnych sytuacji, przejęzyczeń, w których przoduje Marika. Ubawił mnie fragment z Mariką i Marysią, które na serio chciały wybrać się w podróż statkiem do taty. Nie brak też momentów stawiających na baczność włoski na karku,np. wydarzenie na lotnisku w Nicei. Skoczyło mi ciśnienie! O dreszczyk emocji wprawiła mnie postać tajemniczej damy, która dość regularnie ukazuje się Leonii, a potem jeszcze innym osobom. Polubiłam sentencje przed każdym rozdziałem i przepisy kulinarne, umiejetnie wplecione w treść,np. na kruche ciasteczka. Urzekło mnie ciepło i serdeczność u bohaterów. Dlatego wrócę kiedyś do Sagi, po uśmiech, radość, po ciepło rodzinnego stadła. Wrócę do Prowansji po atmosferę i słońce, po jabłka i zapach lawendy. 

Wrócę na pewno..."



A ja oprócz podziękowań dodam, że spotkania z Marli w necie, poprawiają mi niewątpliwie nastrój i przywracają dobry humor!

Świat kręci się wokół... mojej Sagi :) 2



Oto druga wypowiedź konkursowa mojej Czytelniczki. 

Sercem z Anglii pisana... Grażynko, wierzę, że tak jest, po deszczu zawsze wychodzi słońce... 


"Doprawdy moja decyzja nie była łatwa i spędziłam trochę czasu zastanawiając się jaka powinna być moja odpowiedź. Wszystkie cztery częścią są wspaniale!!! Jednak po przemyśleniach skłaniam się ku "Wiza do Nowego Jorku"...To właśnie tutaj zachodzą konkretne zmiany w życiu Leonii...rozczarowania i pozytywne zmiany w życiu...myślę, że jest to po części związane z tym, że podejmuje ryzykowną decyzję, by być z Wiktorem, a on okazuje się słabym człowiekiem...rzucona w nieznany świat, jakoś jednak sobie radzi...udowadnia ,że jest silną kobietą.  Los jej sprzyja , stają na jej drodze ludzie którzy jej pomagają i ... spotyka prawdziwą  miłość i szczęście... Która kobieta nie marzy o tym???  No, może tylko ta, która już to wszystko ma...
Teraz odpowiedź na pytanie -które wydarzenie mnie rozbawiło....
Będzie to dowcip,  który opowiedział Frank o papugach i płatnej ich miłości.... i to jedno słowo zaskrzeczane przez Charliego... które rozładowało całe napięcie . Było wiele momentów, które mnie wzruszyły..., ale dwa szczególnie mnie: ..."Okno z widokiem na Prowansję " i fragment kiedy do Nowego Jorku przylatuje Iwonka z córeczkami i ich powitanie na lotnisku..."Akwarele i lawendy" ... Leonia spostrzega Jeremiego nieprzytomnego, leżącego po wypadku i niepewność, co będzie dalej!!!! W "Marysia wnuczka Leonii", kiedy Marysia rodzi Melanię… Takie moje wybory są chyba spowodowane moim własnym doświadczeniem życiowym ... przeciwności losu czynią nas silniejszymi...bywa , że po złych dniach przychodzą lepsze, a nawet wspaniałe... Anno, Twoja saga pozwala mi wierzyć , że tak jest!"

Pozdrawiam Grażyna Kowalówka


PS. Te rubinowe serduszka dostałam od Grażynki na Fb. 



 

DYSTRYBUCJA:

Moje książki można zamawiać mailowo pod adresem:
strzelec-anna@wp.pl

oraz: www.e-bookowo.pl - wersje ebooka i papierowe.

Łączna liczba wyświetleń

Popularne posty


Popularne posty

Popularne posty