Moje motto pozostaje niezmienne: ZADOWOLENIE Z SIEBIE SAMEGO JEST POŁOWĄ NASZEGO SZCZĘŚCIA...

środa, 10 lipca 2013

Wakacyjnie...


Po ostatnim, bardzo wnikliwym i poważnym temacie - dziś coś lżejszego... :)
Wiem, wiem, zaostrzam moim czytelnikom apetyt na nową książkę, ale myślę, że mimo to przeczytacie z przyjemnością. Zapraszam :)



„Wydaje mi się, że nie te dni są najmilsze, kiedy spotyka nas coś nadzwyczajnego, lecz te które przynoszą nam drobne codzienne rozkosze i przesuwają się gładko jak perełki na naszyjniku.”
Lucy Maud Montgomery

  Napisałam do Patrycji, a ona odpowiedziała:  
─ We mnie, wzbudza niepokój stan, gdy wszystko zbyt miło się toczy. Wtedy zaczynam podejrzewać nadchodzącą burzę. Przyznałam jej rację, ale wolałabym, żeby właśnie ona, będąca od wielu lat przyjaciółką, tego nie stwierdziła. Po wyjściu, lub raczej rozpłynięciu się w powietrzu pani Thompson, wywołałam Patrycję na skypie i rozmawiałyśmy dość długo, aż do momentu, gdy jej Dozgonnemu przyszedł do głowy pomysł, aby wybrać się z małżonką na spacer, zamiast gadać do ekranu za ocean. Oczywiście opowiedziałam jej o odwiedzinach Rachel, na co zareagowała dość dla mnie niespodziewanie mówiąc, że takie wydarzenia w rodzinie są możliwe, wie na pewno i opowie mi o tym następnym razem.
Ach, ci mężczyźni. Jeremi nigdy nie przeszkadzał mi ani w pisaniu, ni to w rozmowach. Morelowy czekał na chwile, które znów będę mieć dla niego…
Wywołałam go telepatycznie, sprowokowałam, i prawie podskoczyłam na dźwięk mojej komórki.

─ Lejn? Cherie, wylądowaliśmy przed chwilą! Czekamy na bagaże, już niedługo będziemy w domu ─ mówił szybko. U ciebie wszystko OK.? 
Usłyszałam jego głos kochany i tak bardzo wyczekiwany, że znów ze wzruszenia zaschło mi w gardle. Ta moja menopauza, co rusz daje znać o sobie.
─ Lejn, jesteś? ─ zawołał głośniej.
─ Tak ─ i roześmiałam się jak uszczęśliwiona nastolatka. ─ Jedź ostrożnie, bo bardzo czekam! A on powiedział jeszcze tylko: oui, oui i wyłączył się.

Miałam około dwóch godzin, może nawet mniej, które mogą zająć im w drodze z lotniska do Port Jefferson. Postanowiłam szybko umyć włosy i wziąć kąpiel, bo później kolejka do łazienki bardzo się wydłuży. Z wymyślaniem kolacyjnych dań poczekam do ich powrotu. A może wcale nie będą głodni? Jak znam dziewczynki to z pewnością będą chciały pić i od opowiadania buzie im się tak szybko nie zamkną.
Puściłam wodę i weszłam do wanny. Napełniała się, a piana lawendowego płynu do kąpieli powoli zaczęła sięgać moich ramion. Zamknęłam oczy i puściłam wodze wyobraźni…
Już witam się z Jeremim, już przytulam do niego… coś mi przywiózł? Płyta z nagraniem ostatniego koncertu Jacquesa?! Konferansjer też został nagrany… Cały występ i oklaski!
Moje słuchanie zostało brutalnie przerwane szczekaniem Sally i głosami dochodzącymi z dość daleka:
─ Babciu, babi, gdzie jesteś?
─ Leni? Mamo?
O Boże, nie o takim powitaniu mojej rodziny myślałam!

Iwona weszła do łazienki i widząc mnie kompletnie zawstydzoną, roześmiała się:
─ Zasnęłaś w wannie? To mogło być niebezpieczne.
─ Pewnie tak. Znużyły mnie wrażenia dzisiejszego dnia…
─ Gdzie babcia!?
Dziewczynki stały już obok Iwony w drzwiach, a ja usiłowałam przykryć się resztkami piany.
─ Mogę się kąpać z babcią? Mamo, proszę! ─ Marika  zaczęła zdejmować bluzę.
Wanna w naszej łazience jest owalna i obszerna. Po wprowadzeniu się do domu w Port Jefferson, remontowaliśmy tylko łazienkę, która miała teraz błękitne kafelki i duże lustro w białej, porcelanowej ramie z lawendowymi motywami, bo takie życzył sobie Jeremi, a ja oczywiście nie miałam nic przeciwko temu.
─ Ależ skąd! Iwona pomijając moją bezradność, wzięła sprawy w swoje ręce. ─ Schodzimy na dół i rozpakujemy co nieco. Zdaje się też, że bardzo chciało się wam pić, prawda? A ty, mamo ogarnij się i schodź do nas. Mamy coś dla ciebie ─ i wychodząc pokiwała głową z uśmiechem.

Zmartwiona niefortunną sytuacją, z zamkniętymi oczami spłukałam włosy, nie słysząc tym samym nic, co mogłoby mnie ponownie zaniepokoić… gdy czyjeś dłonie, czułe i wilgotne objęły moją twarz… Mrugając powiekami, próbowałam otworzyć oczy, ale zanim zobaczyłam Jeremiego pochylającego się nad wanną, byłam pewna, że to usta Morelowego właśnie witały się ze mną. Roześmialiśmy się.
─ Cherie, jestem…
─ Mon Dieu, nareszcie… Moment, sorry, zaraz wyjdę z wody.
─ Pourquoi?
Nie przypominam sobie, abym w moim długim życiu kochała się z mężczyzną w kąpieli… ale nie zdążyłam zareagować. Ach, co mi tam… przecież to Jeremi i dalej było mi wesoło, bo nie wiem czemu pomyślałam o dwóch delfinach, które kiedyś obserwowaliśmy razem z dziewczynkami w Aqua Parku. Podobnie obłe, jak my teraz, pomijając inne, ludzkie cudowności, niczym w tańcu wokół siebie…
─ Ależ stęskniłem się za tobą ─ mówił męski delfin, obejmując mnie i obmywając, a ja zdjęłam mu zawiązanie, szarą gumkę z jego włosów, które zaraz rozsypały się na mojej twarzy, wchodziły prawie do oczu i ust, gdy pochylał się nade mną, całując i kochając jak szalony, co wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie bardzo mi się podobało. W dalszym ciągu było mi okropnie wesoło, bo nieźle nachlapaliśmy w łazience i zaraz trzeba będzie wycierać. Że też ja nie potrafię się na jednej rzeczy skoncentrować!
Opłukaliśmy się prysznicem i Jeremi otulił mnie, jak dziecko po kąpieli ręcznikiem, osuszył, gdy ja, po takiej zabawie ledwo trzymałam się na nogach.

─ A nasza podłoga? Pożal się, Boże!
─ Cherie! ─ Rzucił dwa ręczniki, zebrał wodę z podłogi, i otworzył pralkę ze słowami - jutro się wypierze.
─ Ubieramy się i uciekamy, to nie my tu nabałaganiliśmy.

Z filuternym uśmiechem, radosny i odprężony trzymał mnie jeszcze przez chwilę w ramionach i patrzył tak, jak tylko on potrafił. Bez cienia fałszu i zagadki, o czym mogłabym myśleć, gdy jako prawie mąż, po tygodniowej nieobecności wraca do domu. Jeszcze jedno przytulenie, jeszcze słowo do ucha zaszeptane, że bardzo kocha… a potem w galopującym tempie ubieraliśmy się w sypialni, słysząc z dołu ponaglające nawoływania Iwony: ─ Mamo, Jeremi, kolacja, co wy tak tam robicie?

Mogłaby się opanować i oszczędzić komentarzy. Zaraz Marika z Marysią też się zainteresują, czemu tak długo?
Miałam rację. Ach, te moje wnuczki! Pytanie zostało nam postawione zaraz na progu kuchni, a ja zgodnie z prawdą odpowiedziałam: ─ witaliśmy się i całowali. Odpowiedzią były ich czarujące uśmiechy i kwitujące temat, machnięcie ręką Marysi:
 ─ Normalne! Mama też się tak z Jacquesem żegnała. 


Anna Strzelec

6 komentarzy:

  1. Morelowo, lawendowo i radośnie na tej pieknej akwareli - czyżby kolejna część miała się ku końcowi?
    Ewa z Warmi

    OdpowiedzUsuń
  2. ...scenki coraz bardziej pikantne...no i fajnie jest..
    danka

    OdpowiedzUsuń
  3. No, nareszcie dzieje sie TO, co ma się dziać! Miłośc prawdziwa i dojrzała, szaleńcza i młodzieńcza! Haniu! mam nadzieję na porządny Happy End tej trylogii! Trzymam kciuki i pozdrawiam najserdeczniej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje drogie Fanki! :) I znów mi miło, że się Wam podoba... Zbliżam się do końca, ale kilka łez chyba też Wam spadnie, bo nie tylko słodką drogą życie się przecież toczy... Serdeczności przesyłam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdroszczę ale tylko życzliwie!!!
    Wszystkiego dobrego i całych tłumów fanów życzę!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wpadam do Ciebie ..ale nie zawsze zostawiam komentarz...Pozdrawiam serdecznie.
    danka

    OdpowiedzUsuń

DYSTRYBUCJA:

Moje książki można zamawiać mailowo pod adresem:
strzelec-anna@wp.pl

oraz: www.e-bookowo.pl - wersje ebooka i papierowe.

Łączna liczba wyświetleń

Popularne posty


Popularne posty

Popularne posty