Moje motto pozostaje niezmienne: ZADOWOLENIE Z SIEBIE SAMEGO JEST POŁOWĄ NASZEGO SZCZĘŚCIA...

sobota, 22 listopada 2014

Marzenia czy plany?


Przed dwoma laty prowadziłam (o, szalona!) w onet.pl dwa blogiCzasem do nich zaglądam, porównuję... Przeniosłam tutaj wywiad, który przeprowadził ze mną "kolega po piórze", a było to w kwietniu 2011. Miło wspomnieć Piotrze, dziękuję! Wiele się od tego czasu zmieniło...


     
O pisaniu, sukcesach, planach i marzeniach rozmawia ze mną Piter Murphy – autor, publicysta i recenzent.
                                                                     


Piter Murphy: Witaj Haniu. Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do tej rozmowy. Usiądźmy sobie i porozmawiajmy. Do rozmowy proponuję kawę lub herbatę.

Anna Strzelec: Sprawiłeś mi niewątpliwą przyjemność Twoim zaproszeniem. Nescafe` poproszę, a ja przyniosłam ciasteczka.

PM: Na Twoim blogu na stronie głównej znalazłem sentencję ”Zadowolenie z siebie samego jest połową szczęścia…”. Jak to wygląda w Twoim przypadku?

AS: Tak, to moja sentencja i gdyby się nad nią głębiej zastanowić zawiera sporo prawdy. Satysfakcja jaką daje nam to, czym się zajmujemy na co dzień sprawia, że czujemy się szczęśliwi. Najpierw połowicznie, a jeszcze bardziej, gdy efekty naszej pracy są doceniane przez innych: rodzinę, przyjaciół, czytelników.

PM: Jesteś kolejną osobą z która rozmawiam, a która oprócz pisania maluje lub rzeźbi. W Twoim przypadku jest to malarstwo. Z wykształcenia jesteś artystą plastykiem. Oprócz malowania i uprawiania prozy piszesz wiersze. Skąd w Tobie taka mnogość posiadanych talentów?

AS: Zdradzę Ci jeszcze, że chętnie szyję patchworki dla siebie i w prezencie. ( Anna śmieje się). Skąd taka mnogość, pytasz? Może lubię urozmaicenie w życiu? Studiowałam malarstwo i malowałam, a potem w czasie pobytu w Niemczech zainteresowałam się techniką Louisa Tiffany’ego. Wspaniała dziedzina sztuki, którą wiele ludzi zna jako: Tiffany, to lampy. A to nie tylko lampy, ale i obrazy, okna, zawieszki, witraże i nowoczesne formy użytkowe. Tworzenie szklanych kompozycji, układanie obrazu z kawałków specjalnie produkowanego na ten cel szkła, dobór kolorów do tematu, sprawiało mi tyle samo satysfakcji, co operowanie pędzlem i farbą. Jedno z moich okien w domu wypełnione jest własną kompozycją wykonaną techniką Tiffany’ego. Podświetlenie dzieła, gdy promienie słoneczne wzbogacają szklany obraz są ostatecznym efektem zadowalającym każdego twórcę.

PM: Wydałaś cztery książki, traktujące o zupełnie różnych sprawach. Skąd czerpiesz pomysły? Czy to proza Twojego życia?

AS: Zadałeś mi bardzo istotne pytanie… gdyż zamiarowi napisania pierwszej książki towarzyszył diametralny zwrot w moim życiu… Pewnego dnia, po dwudziestu latach  pobytu w Niemczech pomyślałam, że chyba warto byłoby ten czas opisać. Kto pamięta lata osiemdziesiąte, ten wie, że nasza Ojczyzna borykała się z trudnościami nie tylko politycznymi ale i gospodarczymi. Ludzie wyjeżdżali na Zachód, szukając azylu tam, gdzie egzystencja byłaby dostatniejsza, a i codzienność pod każdym względem łatwiejsza. Podobną decyzję podjęła bohaterka moich dwóch książek. W laptopie najpierw powstało: Tylko nie życz mispełnienia marzeń. Przewrotny tytuł, prawda? Bo wszyscy sobie życzymy 100 lat i spełnienia marzeń.
Absolutnie nie chcę dożyć stu lat… Jakże zachłanni potrafimy być snując nasze marzenia… Po wydaniu – Tylko nie życz mi… (najpierw na www.mybook.pl) posypały się ku moim zdziwieniu i pierwszemu uczuciu satysfakcji – maile, pozytywne komentarze i recenzje. Są one dostępne na mojej internetowej stronie www.annastrzelec.eu . Nadeszły podziękowania od młodych czytelników za opisanie możliwości wyjazdu za granicę i związanych z tym faktem perypetii w tamtych latach. Mimo, że początek wydarzeń dotyczy koniec lat 80-tych, temat emigracyjnych wyjazdów wcale się nie zestarzał. Ponieważ akcja pierwszej książki kończy się w zawieszeniu, posypały się też pytania od czytelników: co było dalej???
Zabrałam się więc do pracy i napisałam Drugą porę życia – czyli jak zabija się miłość. Podtytuł trochę kryminalny, prawda? Bywa, że miłość zabijana jest stopniowo, ale wytrwale każdego dnia: słowem, gestem, postępowaniem… nawet bez użycia typowych narzędzi zbrodni….
Gdy poproszono mnie o napisanie kilkunastu zdań dotyczących poruszonego tematu, stanęłam przed jeszcze jednym wyzwaniem. Co miałam powiedzieć Polakom, którzy nie czytali moich książek, ale mieli ( mają) zamiar wyjechać? Do Anglii, Niemiec, Irlandii, aby zarobić więcej niż w Polsce – na mieszkanie, samochód, może nawet budowę domku ( jak dobrze pójdzie…) A może zostać tam, gdzie lepiej i dostatniej?
Od lat, w polskiej mentalności niewiele się zmieniło. Dziewczyny marzą o wyjeździe, o wyjściu za mąż za obcokrajowca, o wrażeniu, jakie zrobią gdy przyjadą ( może czerwonym Ferrari ) do rodzinnego miasteczka z Niemcem lub Anglikiem u boku? Nikt nie myśli o barierze językowej, o różnicach kultur dwóch krajów; Polski i tego, do którego się wybieramy, który znamy z filmów i opowiadań. Relacji tych, którzy byli i wrócili, znałam wcześniej, nie wiedząc jednak, że są koloryzowane i jak ciasteczka polukrowane.
A teraz, gdy czytamy w prasie o dziewczynach, które zamiast zatrudnienia do pracy w restauracji na zmywaku wylądowały w tak zwanych Night Clubach zwanych potocznie burdelami, niektórym otwierają się oczy, ale tylko troszkę i na chwilę. Nam się przecież nie musi tak zdarzyć!
Co kierowało moją bohaterkę: odwaga, naiwność czy spory ładunek determinacji? Myślę, że czytelnik odpowie sam na to pytanie. Wyjeżdżając za granicę ( nie mam tu na myśli wyjazdu w odwiedziny do rodziny) nikt nie bierze pod uwagę trudności, jakie będą piętrzyć się, dopełnienie formalności przy częstej nieznajomości obcego języka i zdarzeń, gdy trzeba będzie się też rumienić, bo jest się przecież uciekinierem z własnego kraju! Czy z tego powodu Polak jeszcze potrafi się rumienić?
Moje pierwsze dwie książki są zapisem przeżyć, przemyśleń i emocji bohaterki. Notesem wrażeń radosnych i smutnych, rozdarcia, tęsknoty za bliskimi i przyjaciółmi, którzy pozostali w Polsce.  Zawierają też garść spostrzeżeń o stosunku Niemców do Polaków oraz pełną miłości i wielu sprzeczności historię polsko-niemieckiego małżeństwa. Może ktoś powie, że zna bardzo szczęśliwą historię pewnego emigranta czy emigrantki? I taką, w której żyli długo i szczęśliwie? Być może, ale ja znam właśnie tę, którą opisałam.
Ależ się rozgadałam, sorry, ale musiałam Ci szczegółowiej opowiedzieć, bo to są książki z przesłaniem.

PM: Tomik wierszy „Miłość niejedno ma imię” traktuje o rzeczach ważnych i pięknych, widzianych oczami kobiety. Miałem okazję przeczytać kilka z nich. Z Twoich wierszy bije wiele ciepła. Aż tak bardzo kochasz ludzi i świat?

AS: Coś w tym jest, ale nie wszystkich ludzi i nie cały świat. (Anna uśmiecha się)
Jak głosi tytuł – miłość niejedno ma imię, ale przede wszystkim inspiruje nas. Zarówno ta piękna i szczęśliwa, jak i pełna momentów rozpaczy. Nasze uczucia możemy wypowiedzieć zarówno w prozie, jak i poezji. Zależnie od nastroju, bo inspirować może moment przyjścia dziecka na świat, nowe uczucie jak i zadumania nad nadchodzącą drugą porą życia. Ostatnio ukazał się drukiem zbiór moich wierszy pisanych w latach 1988 – 2011 pt.  Cóż wiemy o miłości… No właśnie, czy już wszystko wiemy o NIEJ, która przecież niejedno ma imię?

PM: Haniu, pisanie jest dla Ciebie ucieczką w świat sztuki, czy też potrzebą podzielenia się z innymi ciekawymi historiami?

AS: Piter, przyznać muszę szczerze, że jednym i drugim. Uciekam w codzienność stworzonych przeze mnie bohaterów, a wielu piszących przyzna mi rację, że postacie w naszych książkach bądź to wymyślone, bądź posiadające tylko niektóre cechy charakteru znanych nam ludzi, zaczynają żyć własnym życiem. Przeważnie lubię moich bohaterów. W mojej ostatniej książce, mam na myśli Wizę do Nowego Jorku zawarte są jednak fakty i pastisze. ( Anna śmieje się. Literacka forma zemsty, jak chcesz, usuń to zdanie.) Ale wracając do treści Wizy: oczywiście chętnie dzielę się wrażeniami z podróży, bo zaproszona na uroczystość rodzinną naprawdę spędziłam dwa tygodnie w NY, a pozwoliłam sobie na ten wyjazd z myślą, że taka okazja może mi się już w życiu nie zdarzyć. Spałam na farmie w Long Island i rozmawiałam tam przy ognisku z młodymi Polakami studiującymi w Stony Brook. I tak bardzo pokochałam moich bohaterów, że w pisaniu mam już drugą część Wizy.

PM: Bywasz zapraszana na spotkania autorskie. Liczba Twoich fanów regularnie rośnie. Co jest dla Ciebie największą zachętą do dalszego pisania?

AS: Ależ oczywiście rodzina, moi przyjaciele i czytelnicy! Nadeszła wiosna, będą nowe spotkania autorskie. W tym roku miałam już w gorzowskim Uniwersytecie Trzeciego Wieku
oraz Głównej Bibliotece im. Zbigniewa Herberta. Fantastyczni czytelnicy i słuchacze. Nic nie sprawia więcej satysfakcji, jak otrzymywane maile, pytania o dalsze losy bohaterów, co  jest zachętą do dalszego tworzenia, no i jak dotąd, pozytywne recenzje. Jedna z pań, uczestniczka spotkania, emerytowana polonistka nazwała z uznaniem moją Wizę do Nowego Jorku literackim collage, ponieważ oprócz faktów zawiera miłość popartą poezją i szczyptę fantazji z gatunku metafizyki. Sympatyczne, prawda?  

PM: Którzy pisarze Ciebie inspirują. Czy na rzecz pisania porzuciłaś malarstwo?

AS: Nazwijmy to nie porzuceniem, ale zmianą kierunku życiowej drogi. Muszę teraz sięgnąć do rodzinnych tajników… moja Mama była nauczycielką, polonistką i bardzo chciała abym również skończyła studia polonistyczne, a ja zawiodłam ją i nie zdałam egzaminu z… historii. Czasem myślę, że spogląda z nieba i jest teraz choć trochę ze mnie dumna. Zresztą poświęciłam Jej kilka stron w moich dwóch pierwszych książkach.
Jacy pisarze inspirują? Trudno tu wszystkich wymienić. Lubię Anne R. Siddons, Williama Whartona, Trzynastą opowieść Diany Setterfield i książki Richarda Evansa. Chętnie czytam książki biograficzne, ostatnio czeka na mnie dotycząca Astora Piazzolli, a wciągnęła mnie bez granic niegruba książeczka, jak elementarz dla wszystkich piszących – „Listy do młodego pisarza”, której autorem jest bardzo ceniony peruwiański pisarz Mario Vargas Llosa.   


PM: Którą ze swoich powieści uważasz za najlepszą, a która rodziła się w największych bólach?

AS: Za najlepszą została już uznana Wiza do Nowego Jorku. Też bardzo ją lubię i postaram się, by dalszy ciąg nie okazał się gorszy od poprzednich.
Bardzo trudno pisało mi się dwie pierwsze… Niektóre czytelniczki skrapiały podobno łzami strony moich książek, a mężczyźni kręcili głowami z dezaprobatą. Okazało się, że napisanie ich było i dla mnie dobrą terapią. Historia została zamknięta. 

PM: Do swoich książek przemycasz swoje marzenia i tęsknoty?

AS: Nie mam marzeń, mam plany wypełnione nadzieją, że wystarczy mi czasu na ich realizację. Ponieważ w mojej następnej książce troszkę będzie się działo, między innymi i w Prowansji, chciałabym tam pojechać, a przy okazji odświeżyć moją znajomość języka francuskiego.
I pozwolę sobie nasze spotkanie zakończyć zdaniem, które jednak jak marzenie zabrzmi:
Nie wszystko, co kocham jest moją własnością, ale od dziś chciałabym móc i umieć delektować się moim życiem.

PM: Dziękuję za rozmowę. Haniu, życzę kolejnych ciekawych książek i rosnącej grupy fanów Twojej twórczości.

AS: Spędziliśmy razem miłe popołudnie, również dziękuję Ci i pozdrawiam moich czytelników.

Z Anną Strzelec rozmawiał Piter Murphy – autor, publicysta i recenzent.
W ubiegłym roku debiutował powieścią „Trzy”, wydaną w formie e-booka w wydawnictwie RW2010. W przygotowaniu ma drugą powieść „Anatema”, oraz zbiór opowiadań. Prowadzi blog www.pisanyinaczej.blogspot.com w którym poleca przeczytane książki oraz prowadzi cyklicznie wywiady z pisarzami.

3 komentarze:

  1. Brawo! Taki Wywiad - to jest bardzo sympatyczny sposób na bliższe poznanie ulubionej Pisarki!! Pozdrawiam serdecznie EwaK

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo się od tego czasu zdarzyło, prawda? Dziękuję Ci!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. A nasza Ania cały czas do przodu... TAK TRZYMAĆ ;-)

    - Róża

    OdpowiedzUsuń

DYSTRYBUCJA:

Moje książki można zamawiać mailowo pod adresem:
strzelec-anna@wp.pl

oraz: www.e-bookowo.pl - wersje ebooka i papierowe.

Łączna liczba wyświetleń

Popularne posty


Popularne posty

Popularne posty